wtorek, 1 kwietnia 2014

`Angels Do Not Die Yet` rozdział. 18


Justin's POV.

- Jak zginęła? - w pokoju rozniósł się cichy szept,odbijający się w moich uszach. Otworzyłem oczy spoglądając na Angelikę, leżącą wtuloną we mnie. Mimo wszystko, ten widok mnie rozczulił. Wiedziałem, że czuję coś do tej istotki, jednak nie do końca byłem pewien, co. Podniosłem dłoń, układając ją na włosach szatynki.

- W Twoich aktach, pisze tylko tyle, że miała jakiś wypadek. - westchnąłem, wracając pamięcią do dokumentów siedemnastolatki. To była prawda, więc nic innego nie mogłem powiedzieć.
- Nawet nie wiem, czy wiedziałam o jej śmierci, gdy byłam w pełni świadoma. - Angel cicho mruknęła, przymykając powieki i zagryzając wargę. Widziałem, że walczy ze sobą, aby się nie rozpłakać.  Podniosłem się do pozycji siedzącej i objąłem ją ramieniem, gdy ta ponownie się odezwała.
- A.. - na chwilę się zacięła, a ja byłem prawie pewny, że pociągnęła nosem. - Czy wiesz, gdzie jest pochowana?
Przymrużyłem oczy, starając sobie przypomnieć, czy wiem. Na szczęście, zapamiętałem nazwę, przez co nie musiałem zaglądać z powrotem do dokumentów.
- Tak. Jej grób leży na drugim końcu miasta na cmentarzu, przy kościele św. Barbary. - odparłem, drapiąc się po karku. Dziewczyna, jak oparzona, wyskoczyła z łóżka, biorąc potrzebne jej rzeczy do łazienki i zamykając się w niej.
Wstałem, zdezorientowany, podchodząc do drzwi. Minąłem zegarek, wskazujący w tym momencie godzinę 12 i mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem. Przynajmniej oboje się wyspaliśmy.
- Wszystko w porządku?
- Tak. - bąknęła, a ja usłyszałem, jak zsuwa z siebie spodnie, oraz, jak kładzie je gdzieś obok siebie.
- Spotkajmy się za godzinę przed wejściem. - dodała, puszczając wodę pod prysznicem.
- Jak to? Gdzie idziemy?
- Zaprowadzisz mnie do mamy. - krzyknęła, przekrzykując strumienie wody, odbijające się od posadzki brodzika.
Miałem zamiar porozmawiać z nią o czymś innym, ale skoro tego chciała, nie mogłem jej tego zabronić. Wyszedłem, przygotować się do swojego pokoju.
***
W oddali zauważyłem, postać szatynki, zbliżającą się do mnie. Spojrzałem na zegarek, wskazujący godzinę 15. Wywróciłem oczami, gdy stanęła obok mnie.
- Jeśli dla Ciebie trzy godziny, to godzina, to muszę się tego nauczyć. - syknąłem, otwierając drzwi przed nią i następnie zamykając je, gdy wydostaliśmy się na zewnątrz. Ruszyliśmy w kierunku przystanku autobusowego, aby dostać się do naszego celu.
- Jezu, przestań marudzić, Justin. Wiesz, jak wyglądaliśmy po wczorajszym dniu? Moje łóżko wręcz śmierdziało. - odparła z irytacją w głosie, a ja cieszyłem się, że chociaż na chwilę dziewczyna przestała myśleć o zmarłej mamie.
- No przepraszam Cię bardzo, że Cię nie rozebrałem i nie wsadziłem siłą do wanny. - prychnąłem, na co dziewczyna zachichotała i przez chwilę mogłem dojrzeć w jej oczach, naprawdę rozbawienie. Spojrzałem przed siebie, widząc autobus, na który mieliśmy przyjść i ulżyło mi, gdy jeszcze nie odjechał.
- Chodź, szybko, bo zaraz nam ucieknie. - chwyciłem dziewczynę za dłoń i poczułem, jak między naszymi ciałami przepływają jakieś elektrody. Mimo wszystko, to było przyjemne uczucie, jakby nagle styknęły się ze sobą dwa różne światy. Można powiedzieć, ze tak właśnie jest i powiem szczerze, że ta różnica między nami, jeszcze bardziej motywowała mnie do kontynuowania tej znajomości nie tylko, na podstawie "pomocy chorej".
W ostatniej minucie, weszliśmy do autobusu, kupując u kierowcy bilety. Puściłem Angelikę przodem, aby usiadła na miejscu, a ja stanąłem zaraz obok niej, chwytając się za poręcz. Mimo nieciekawej pogody, dużo osób znajdowało się w autobusie, dlatego nie dostałem miejsc siedzących. Z drugiej strony, wcale nie narzekałem, bo miałem dobry widok na Angel. Oparłem głowę o poręcz, lustrując po raz któryś już jej urodę.
Dziewczyna również oparła swoją głowę, ale o szybę i chyba wtedy, mogłem ujrzeć jej prawdziwe oblicze. Jej oczy przyciemniły się, tworząc czarne kółka, a  brwi ściągnęły się w jedną linię, powodując tym smutny wyraz twarzy. Jej wargi co jakiś czas drgały, a nos miała zmarszczony. Wszystkie te mały elementy, chodź wydawały się nieważne, to mówiły tak naprawdę, co czuje w środku ta krucha dziewczyna. Palcami swojej lewej dłoni, przeczesała nieskazitelne brązowe, lśniące, lekko falowane włosy. Poczułem ukłucie w żołądku, gdy jej oczy, wyglądały, jak szklanki. Nie rozmawialiśmy rano o jej samopoczuciu, ale byłem pewien, że nie powinienem nawet pytać. No halo. Siedemnastolatka z zatraconą chwilowo pamięcią, nagle dowiaduje się, że jej matka nie żyje. Nie wie, jak zginęła, gdzie leży. To, jak uderzenie pioruna, w najmniejsze drzewko w lesie. Niewyobrażalna siła bólu. Nie do pomyślenia.
Przełknąłem głośno ślinę, gdy autobus mocno szarpnął, a ja ledwo co utrzymałem się na nogach.
***
- To chyba tutaj. Z tego co czytałem, to gdzieś koło tej kaplicy. - wskazałem głową, drapiąc się po karku. Rozejrzałem się dookoła, w nadziei, że jakikolwiek ksiądz stoi tu gdzieś i pomoże nam wskazać właściwy rząd.  Niestety,  nie było tutaj nikogo. Stałem tutaj sam z Angeliką, trzymając w jednej dłoni znicz, a w drugiej jeden, pojedynczy kwiat, czerwoną różę.
- Justin, Ty szukaj po lewej. Ja poszukam po prawej. Zawołaj mnie, jeśli znajdziesz. - cicho szepnęła, zmęczonym tonem. Fakt, że oboje nie wiedzieliśmy, gdzie dokładnie znajduje się grób jej mamy, był jeszcze bardziej dobijający.
Ruszyłem moim rzędem, dokładnie wyczytując imiona i nazwiska zmarłych. Kowalska Ania, Kowalczyk Zdzisław, Barszcz Elżbieta, Kotala Mateusz..
Mój wzrok co jakiś czas zmieniał położenie, analizując osoby. Spojrzałem ukradkiem na dziewczynę, która robiła to samo, więc widocznie nie znalazła jeszcze odpowiedniego grobu. Już miałem zamiar ruszyć do następnego rzędu, gdy moje oczy przykuł bardzo zniszczony grób, znajdujący się praktycznie na samym boku. Był bardzo ubogi, bo stał tam jedynie krzyż, a pod spodem, była po prostu wielka kopa starej ziemi. Przeczesałem ręką włosy czytając nazwisko "Williams" i datę śmierci. To był ten.
- Angel! Mam! - krzyknąłem, a dziewczyna zerwała się biegiem i nie wolniej niż w pół minuty, znalazła się obok mnie.
- Dziękuje.. - bąknęła. Jej ciało całe się trzęsło, ale chyba nie na to dziewczyna zwracała teraz uwagę. Burzliwa chmura stanęła nad nami, a ja odliczałem tylko, kiedy zacznie padać.
Szatynka, pochyliła się, ręką odgarniając kilka liści na bok. Postawiła obok znicz, z lekkim ociąganiem się, a następnie wyciągnęła zapałki i rozpaliła go. Zaraz po tym, położyła na kupie ziemii, najdelikatniej jak mogła czerwoną różę, a z jej ust cicho wydobyło się imię.
- Alissa.
- Moja mama. - dodała. Starałem się nie skupiać wzroku na twarzy Angeliki, ale po prostu nie potrafiłem. Czułem się okropnie, że ją tutaj przyprowadziłem, a z drugiej strony... odczuwałem ulgę.
Po policzku dziewczyny, zaczęły spływać łzy. Spuściłem wzrok, odsuwając się kilka metrów dalej. Wiedziałem, że ona teraz potrzebuje spokoju, a ja nie chciałem jej przeszkadzać. Mimo wszystko, dalej słyszałem, co mówi.
Angel's POV.
- Cześć mamo.. - zaczęłam drżącym głosem. - To ja, Angelika. Poznajesz mnie? - zapytałam cichutko. Przełknęłam głośno ślinę, kontynuując.
- O mój Boże. - Alissa, docisnęła pedał gazu, widząc, jak goni ją czas. Miała jeszcze tyle do zrobienia. Mimowolnie zerknęła w lusterko, widząc  za sobą równie szybko pędzące BMW.
- Widzisz mnie teraz z góry, wiem o tym. Więc posłuchaj mnie.
Otarłam słoną ciecz, niestety nadaremno, bo po chwili ponownie pojawiła się w okolicach moich oczu. - Widziałaś wszystko co się ze mną stało, prawda?
Uniosłam rękawy spoglądając na swoje stare rany na rękach.
- To wszystko.. - dodałam nacisk na "to", a słowa związywały mi się w gardle. - Z pewnością mi Ciebie, brakowało, wiesz? Nie wiem, jaka byłam kiedyś, ale jestem pewna, że jeśli kiedykolwiek miałam Ci za złe, że mnie zostawiłaś, to przepraszam.. Teraz już wszystko rozumiem. Chciałaś o mnie walczyć. Chciałaś, żebym wróciła do Ciebie z powrotem, prawda?
Najpierw miała pojechać do kancelarii adwokackiej w celu zdobycia papierów sądowniczych. Chciała zacząć starać się o swoją własną córkę. Chciała mieć ją znów przy sobie. Zaraz potem, musiała zdążyć na rozmowę kwalifikacyjną w sprawie pracy w biurze. Musiała jeszcze odebrać receptę na leki dla swojej sąsiadki i pędem wracać do domu, gdzie czekała jej mama. Alissa nie zwracała uwagi, na inne przejeżdżające auta. Była pogrążona we własnych myślach. Ponownie docisnęła gaz, przyśpieszając.
Pierwsza kropla deszczu zleciała mi na nos, jednak nie zwracałam na to uwagi. Zgięłam ręce w pięści, przymykając powieki.
W ostatnim momencie, kobieta nacisnęła hamulec. Niestety. Zbyt późno, aby ominąć jeden z samochodów.
- Mogłam być z Tobą teraz w domu. Mogłam nie trafić do ośrodka. Mogłam nie mieć problemów ze sobą i mogłam się nie okaleczać. Teraz byłabym prawdopodobnie ze swoją rodziną.
Ogromna eksplozja wybudziła ludzi ze swojego codziennego rytmu. Wszyscy, jak na rozkaz, wybiegli zobaczyć, co się stało.
- Ale wtedy.. Nie poznałabym Justina. - pociągnęłam nosem, czując załamujący się głos. - Justin jest moim przyjacielem, wiesz? Wspierał i walczył o mnie od samego początku.
Oczy chłopaka zwróciły się ku mnie, jednak nie zwracałam na to uwagi. Czułam, że w jakiś sposób rozmawiam z mamą. Dziwny, ale dobry sposób.
- Mówił, jak ciężko było ze mną na początku. Ale walczył, rozumiesz? Walczył o mnie. Tak, jak próbowałaś robić to Ty..
Kałuża krwi, powitała rzeszę ludzi zaciekawionych wybuchem. Nikt nie potrafił spojrzeć na to wszystko przez dłuższą chwilę. Każdy odwracał wzrok, a niektóre kobiety.. Po prostu zaczynały płakać.
- I wygrał tą walkę. Znosił moją nieznośną osobę, tą, przed utratą pamięci i ze wszystkich swoich sił, starał się zmieniać jej poglądy.  - zadrżałam, gdy teraz deszcz runął jak z cebra.
Ratownicy z miejskiego pogotowia, nie dali jej szans. Zgon, stwierdzili na miejscu.
- Pokazał mi, co to znaczy, mieć przyjaciela. Pokazał, co to znaczy, zależeć komuś na kimś. Mamo, gdybyś tutaj była..  Gdybyś tutaj tylko była. - mój głos wreszcie się załamał, a ja poczułam, jak moje nogi stają się, jak z waty.
Zachwiałam się.
- Tęsknie za Tobą.. - szepnęłam. - Tak cholernie tęsknie..
- Kocham Cię, mamo. - ostatnie słowa, były ledwo słyszalne. Przechyliłam się, czując, jak moje ciało słabnie i, że zaraz nastąpi upadek. Nim to się jednak stało, Justin złapał mnie w porę za biodra, przyciągając do siebie. Owinął ręce wokół mojej talii, a ja zarzuciłam mu swoje na ręce i najzwyczajniej w świecie, zaczęłam płakać.

Schowałam głowę w zagięciu szyi chłopaka, cicho łkając.

...


Ja Ciebie też kocham, córeczko.
________
Nie ukrywam, że rozdział nie wyszedł taki, jak chciałam. :/
Chociaż, przy ostatnich zdaniach łzy wypłynęły z moich oczu, to chciałam napisać coś jeszcze bardziej wzruszającego xd
Niestety, nie zawsze ma się ten dobry dzień, więc modlę się tylko, że spodoba Wam się taki rozdział :)
Liczę na Wasze opinie <3
Dziękuję za ostatnie osiem komentarzy pod rozdziałem!
Jesteście cudowni <3.
~ Drew.

11 komentarzy:

  1. Jejku jaki wzruszający rozdział :(

    OdpowiedzUsuń
  2. smutno:-( ale mam nadzieje ze w koncu cos miedzy nimi bedzie <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialny *-* Czekam nn <3
    Jesteś cudowna. Zazdro talentu.
    heartbreaker-justinandmelanie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. jeejku. jak ty chciałaś stworzyć coś bardziej wzruszającego od tego? jak? . teraz rycze jak kretyn. nie mogłam czytać, bo obraz mi się zamazywał, a to wszystko przez ciebie. pewnie wyglądam teraz jak kupa z rozmazanym makijażem, ale wiesz gdzie to mam ? hehe.
    rozdział jest taki piękny.. oh.. no nie mogę się opanować od płaczu.
    Cóż Justin chyba musi się nauczyć, że dziewczyny potrzebują czasu na to aby dobrze wyglądać haha. ; )
    jeju to jak on ją opisuje, jak mówi jaka ona jest piękna i wgl ohh.. on ją tak kocha !!
    jejku jejku, dajcie mi takiego chłopaka !
    jesteś świetną bloggerką <3
    masz ogromny talent i niesamowitą wyobraźnie.
    Bardzo mi się podobał pomysł przeplatania retrospekcji z rzeczywistością . omniomniom.
    pięknie, ślicznie, zajebiście !!
    kocham cię <3
    true-big-love-jb.blogspot.com
    red-sky-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo wzruszający, jeszcze te poprzeplatane retrospekcje z wypadku...

    OdpowiedzUsuń
  6. Jezu kochamm!!!! ♥ Ten blog bardzo wciąga!! ;D Jest świetny :)
    Czekam nn i zycze weny <3
    @TheKlaudiaK

    OdpowiedzUsuń
  7. Kolejny wspanialy rozdzial! Powiem Ci,ze cholernie podobalo mi sie to jak przeplatalas wspomnienia z normalnymi wydarzeniami w rzeczywistosci. Bardzo mi sie to spodovalo bo dzieki temu mozna sie bylo bardziej wczuc w te sytuacje. Biedna Angel. Potrzebuje matki, a tak to...cóż, Justin zastepuje jej mame. Heh smiesznie to troche brzmi ale taka prawda. To on sie nia opiekuje. To on sie troszczy i to on...ją kocha? Jesli jeszcze nie to kysle ze jest juz blisko. Sposob w jaki o sobie mowia jest przepiekny. Justin chce ja chronic a ona po prostu potrzebuje jego obecnosci. Ciekawe czy dla Angel Justin jest tylko przyjacielem czy moze rowniez kims wiecej.
    Z niecierpliwoscia czekam na kolejny! Wspaniale piszesz i nie przestawaj tego robic ;**
    my-heaven-jb.blogspot.com
    black-tears-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Popłakałam się na końcu. Świetny, cudowny, idealny rozdział. Czekam na następny <3 Kocham cię xx @sweetheartjus

    OdpowiedzUsuń