środa, 11 lutego 2015

:)

Lubisz opowiadania z Justinem Bieberem? A może lubisz książki w stylu "Igrzysk Śmierci"? Zajrzyj:

a jeśli chcesz czegoś całkiem innego.. : http://glow-in-your-eyes-enlighten-my-world.blogspot.com/#_=_

wtorek, 1 lipca 2014

Epilog.

Proszę o przeczytanie notki pod epilogiem! :)
___

Justin's POV.

Usłyszałem ciche przekręcanie kluczyka w drzwiach, dlatego też położyłem laptopa na komodę, przeciągając się i podchodząc do drzwi.
- Tylko uprzedzam Cię, że mój ojciec jest.. - głos Hope niósł się echem przy wejściu a ja skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej, stukając kilkoma palcami o ramię. Gdy dziewczyna mnie zauważyła, przerwała wpatrując się nerwowo w moją twarz. Przeskanowałem wzrokiem jej rękę, splecioną z drugą dłonią, która należała do.. jakiegoś chłopaka.
- Twój ojciec jest? - zapytałem, a ona parsknęła cicho pod nosem.
- Dzień dobry. - odezwał się dość głośno, wchodząc za moją córką do domu i zamykając drzwi za sobą. Hope spojrzała najpierw na niego, a następnie na mnie.
- Tato, to jest Dean. Dean, to mój tata. - odezwała się miękkim głosem. Ponownie przeskanowałem ich dłonie, a następnie samego chłopaka, który przyglądał mi się z ciekawością, wysuwając dłoń w moją stronę.
Stał przede mną ubrany w szare spodnie rurki, opuszczone w kroku, oraz przyczepiony do nich mały łańcuch i w biały podkoszulek w serek. Na głowie, zaraz nad wysoko postawionymi włosami do góry, znajdował się Full Cap daszkiem do tyłu. Zmrużyłem oczy.
- Miło mi poznać.- uśmiechnął się szeroko, gdy pochwyciłem jego dłoń, nieco ją zaciskając. Jego mina zrzedła, gdy nacisk się nasilił.
- Jak dla Ciebie, pan Bieber. - wydukałam ostrożnie, a Hope zaraz uderzyła mnie w ramię.
- Tato. Uspokój się.
Wywróciłem oczami, na co zachichotała cicho i ruchem ręki wskazałem, aby weszli dalej.
- Wchodźcie, obiad już prawie gotowy.
Gdy ściągnęli zimowe kurtki, wskazałem głową na krzesła a oni posłusznie opadli na siedzenie. Przyglądając się uważnie chłopakowi, podałem pierwsze danie, jakim była zupa brokułowa.
Gdy wszyscy już posiadali przed sobą talerze, chwyciłem w dłoń łyżkę, nie śpiesząc się jednak do skonsumowania mojego obiadu.
- Co studiujesz? - zapytałem ostro, a Hope skarciła mnie swoim jeszcze nieco dziecinnym wyrazem twarzy. - Tatoo. - wymamrotała.
- Tylko grzecznie pytam.
- Nic nie szkodzi. Jestem na kierunku kryminologi. - odpowiedział, z uśmiechem na twarzy.
- Rozumiem. Zamierzasz pracować w tak niebezpiecznym zawodzie? - zakpiłem, wpatrując się w jego ramiona, które mimo tego, iż były już dobrze umięśnione, to nie wyglądały specjalnie niebezpiecznie.
- Tato, koniec tego przesłuchiwania. - warknęła moja córka, wstając i łapiąc Deana za dłoń.
- Będziemy w swoim pokoju.
***
Tego zimowego dnia, było wyjątkowo ciepło, chodź padał śnieg. Słyszałem jego chrzęst, gdy co jakiś czas udawało mi się wejść w grubszą warstwę. Zacisnąłem usta w cienką linię.
- Cześć skarbie. - szepnąłem, układając bukiet różnokolorowych kwiatów, na nagrobku. Ręką, strzepnąłem śnieg znajdujący się na kamiennej tablicy i usiadłem na ławeczce, znajdującej się przed grobem.
- Hope ma chłopaka. Sam nie wiem, czy go lubię. - zacząłem nerwowo, ciągnąc za końcówki swoich włosów. - Wydaje się podejrzany.
Zamyśliłem się na chwilę, by po chwili ponownie się odezwać.
- Może tylko ja jestem taki podejrzliwy. - wypuściłem głośno powietrze z ust. - Byłoby łatwiej, gdybyś tu była, wiesz?
Wiatr zawiał, zrzucając wcześniej położone przeze mnie kwiaty, dlatego pochyliłem się, aby je podnieść i położyć z powrotem.
- Nie mogę uwierzyć, że to już siedemnaście lat. - szepnąłem, nieco drgającym głosem. Spojrzałem na zdjęcie wyrzeźbione na kamiennej tablicy. - Zestarzałem się nieco, co?
Ciszę przerywał jedynie zimny wiatr, wiejący wprost w moją twarz. Czułem, jak przechodzi przeze mnie fala dreszczy. Mimo to, iż aktualnie panował półmrok, czułem się dość bezpiecznie.
- Tęsknię za Tobą. - fala emocji uderzyła we mnie, chodź może nie tak silnie, jak kiedyś, to jednakże.. uderzyła.
Z kieszeni po lewej stronie, wyciągnąłem kartkę, już nieco pomiętą i zniszczoną. Wpatrywałem się w tekst, który napisał mój anioł i poczułem delikatne łzy.
- Jest mi ciężko. Pewnie wiesz, że nie przyszedłem tutaj tylko dlatego, ponieważ Hope ma chłopaka..
Wziąłem głęboki oddech, chowając twarz w dłoniach.
- Nie potrafię tego przeboleć.. Wszystkie ważne momenty w życiu Hope.. To wszystko dzieje się bez Ciebie. Pierwsze słowa, szkoła, komunia, bierzmowanie.. Pierwszy chłopak. Teraz kolejne święta..
- Czasem Hope przychodzi do mnie i po prostu zaczyna pytać, jaka byłaś. A ja nie potrafię jej odtworzyć, jak bardzo piękna.. Jak bardzo mądra i jak bardzo dobra.
Uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem.
- Jest bardzo do Ciebie podobna. Ma bardzo delikatnie rysy, przy tym jest strasznie piękna. Ma te same brązowe włosy.. I te same oczy.
Ponownie zamilkłem, jakby czekając na odpowiedź ze strony grobu. Wiedziałem jednak, że jej nie otrzymam.
-Proszę czuwaj nad nami.. Nad Hope. Wiem, że widzisz nas tam z góry.
- Kocham Cię, skarbie. Chciałbym to również kiedyś od Ciebie usłyszeć.. - szepnąłem cicho, nie hamując już łez.
Ja Ciebie też.
____________
Nie wiem, po prostu nie mogę uwierzyć w to, iż moja przygoda z tym blogiem się kończy.. Jestem po prostu jakaś przygnębiona. Zdaję sobie sprawę, że więcej nie potrafiłabym tego ciągnąć - ze względu na brak dalszej weny. Jednakże.. Po prostu mi przykro.
Wiem, że zakończenie pewnie Was nie zadowala, ale .. Taki był mój "zamysł artystyczny" haahha! :)
Dziękuję Wam za 339 komentarzy oraz za ponad 30 tysięcy wyświetleń. Od początku wiedziałam, że mam dla kogo pisać, nawet jeśli jest to garstka osób. Swoimi wspaniałymi słowami, dodawaliście mi chęci do pisania oraz podnosiliście mnie na duchu.
W tym momencie cholernie chciałabym Was przytulić, jednakże.. Odległość nam nie pozwala. Więc teraz pomyślcie, że przytulam Was tak wirtualnie, haha! :)
Jeszcze raz Wam dziękuję, za to, że byliście. Moja przygoda z opowiadaniami jeszcze się nie kończy, ponieważ prowadzę jeszcze drugiego bloga. Oto on : http://glow-in-your-eyes-enlighten-my-world.blogspot.com/
Jeśli ktoś jest zainteresowany - zapraszam.
Tymczasem oficjalnie żegnam się z Angel, Justinem i Hope.
Żegnajcie!

niedziela, 22 czerwca 2014

`Angels Do Not Die Yet`. rozdział. 27

Justin's POV.
pięć  miesięcy później. 
Każdego dnia bacznie się przyglądałem. Wiedziałem, że coś jest nie tak pomimo tego, że ciągle przekonywała mnie, iż tak ma być. Była coraz bladsza, posiadała coraz mniej sił. Najprostsza czynność, taka jak, uniesienie ręki sprawiała jej trudność, ba.. powiedziałbym nawet, że okropny ból. Mimo tego, ile razy ją pytałem o co tak naprawdę chodzi, zbywała mnie pocałunkiem oraz zmianami tematu. Co mogłem zrobić? Codziennie modliłem się do Boga o pomoc. Każdego dnia. W każdym miejscu, prosiłem o zdrowe dziecko. O zdrową dziewczynę. O zdrowie dla nas wszystkich oraz o przebieg porodu bez komplikacji.
Wpatrywałem się w te tak dobrze mi znane brązowe tęczówki i czasami nie potrafiłam pohamować łez. Widziałem w nich cierpienie, chodź wcale tego nie okazywała. Widziałem, że dusiła w sobie coś, czego nie chciała mi powiedzieć. Poza miłością, widziałem w niej te drugie dno. Ilekroć ją całowałem na dobranoc, odwzajemniała wkładając w to całą siebie. Często sprawdzałem podczas snu, czy żyje, bo jej pocałunek odbierałem jako ostatni. Każde złączenie naszych warg, składało obietnicę wiecznego należenia do siebie. Nauczyłem się jednak, że w życiu, nie jak w bajce. Nie zawsze dostaje się wszystko to, czego się chce.
***
Angel's POV.
Oglądaliśmy film, wpatrując się tępo w ekran. Moja głowa spoczywała na jego klatce piersiowej. Słyszałam bicie serca chłopaka oraz wchłaniałam jego zapach, starając się go zapamiętać. Czułam łzy pod powiekami które co jakiś czas wycierałam, tłumacząc to zmęczonymi oczyma. Justin nie wierzył. Wiedziałam. Wiedziałam, lecz pomimo tego wciąż mu nic nie mówiłam. Nie potrafiłam.
   Wciąż nie wierzyłam, że te chwile, to ostatnie które spędzę z nim. Z osobą, która znaczyła dla mnie coś więcej niż moje własne życie.
              Poczułam dziwną ciecz, ściekającą pomiędzy moimi nogami, oraz nagły przypływ skurczy. Podniosłam się do pozycji siedzącej o mały włos, nie uderzając Justina swoją głową.
- Justin.. - szepnęłam, czując zbliżające się kolejne spazmy bólu w okolicach podbrzusza. Przyśpieszyłam oddech, otwierając usta i głośno wciągając powietrze.
Chłopak zamrugał kilkukrotnie oczyma oraz również się podniósł. Jęknęłam cicho, unosząc klatkę piersiową w górę i w dół, starając się zachować spokój.
- Justin, odeszły mi wody. - zapiszczałam, zaciskając palce na kołdrze, próbując jakoś zniwelować ból kolejnych fal skurczy.
- O mój Boże.. Jak to, przecież to siódmy miesiąc! Angel, jesteś tego pewna?! - chłopak wyskoczył z łóżka, ubierając spodnie, oraz narzucając na siebie koszulkę. Zaczął chodzić w kółko, ciągle na mnie patrząc, a ja zachwiałam się na nogach podczas wstawania.
- Jak nigdy w życiu.. - wybełkotałam, niczym pijana, a chłopak niemal od razu rzucił się w moją stronę łapiąc mnie za dłoń i ostrożnie wyprowadzając z pokoju, a następnie z mieszkania. Po drodze chwycił kluczyki, cały czas coś do siebie powtarzając.
O mało nie zabił się, podbiegając do swojego auta, oraz otwierając mi przednie drzwi.
- Justin, ostrożnie.. - wydyszałam, oddychając głośno. Trzymałam się mocno za brzuch, zaciskając powieki i co jakiś czas wydając z siebie przeróżne dźwięki.
- Ostrożnie?! Ostrożnie?! Ty rodzisz! - wrzasnął, spanikowany niemal wskakując na przednie miejsce za kierownicą i wkładając kluczyki do stacyjki. - Kurwa. - przeklął,  w panice prawie łamiąc kluczyk. Położyłam dłoń na jego dłoni, pomimo skurczy, posyłając mu delikatny uśmiech. - Justin, proszę. Uspokój się.
Nasze spojrzenia się spotkały i po mimo tego, że wiedziałam, iż to nasz czas dobiega końca.. starałam się ukryć jakiekolwiek pesymistyczne emocje. Chciałam się skupić teraz na nim oraz na dziecku. - Kocham Cię, a teraz nas nie zabij.
Wywołało to jego nerwowy chichot, a więc już bardziej spokojna, przeniosłam ręce na swój brzuch, delikatnie go masując. Justin ruszył autem, oddychając ciężko.
***
- Mamy poród. - krzyknęła jedna z pielęgniarek, podbiegając do mnie i do Justina na recepcję z jeżdżącym łóżkiem. Przy pomocy szatyna, usadowiłam się na nim, przymykając oczy. Wokół narobiło się w ciągu kilkunastu sekund szum. Cztery pielęgniarki skakały wokół mnie pytając o przeróżne rzeczy i czekając na możliwość wjechania ze mną na porodówkę. Z daleka widziałam, jak podchodzi do mnie mój lekarz, z miną mówiącą mi niemal wszystko. W ręku trzymał prawdopodobnie zapis moich wcześniejszych badań. Zawołałam go, zmuszając do tego, aby się pochylił.
- Proszę mu to przekazać. Gdy będzie już po wszystkim.. - szepnęłam, wsuwając do kieszonki lekarskiego fartucha kopertę. Siwowłosy mężczyzna mrugnął twierdząco okiem,  łapiąc mnie za dłoń i.. po prostu wspierając w decyzji jaką podjęłam już pięć miesięcy temu, gdy zjawiłam się tu pierwszy raz.

- A więc, decyduje się pani na wypuszczenie? - lekarz nerwowo spoglądał na Angelikę, a ta ze wzrokiem utkniętym w ścianę kiwnęła głową.
- Zdaje sobie pani sprawę..
- Zdaję sobie.

W oczach stanęły mi łzy, ale mimo wszystko spojrzałam na Justina, który przerażony tym całym hałasem, zaczął nawoływać moje imię załamany. Przedostał się przez zirytowane pielęgniarki, łapiąc moją dłoń i całując ją.
- Kocham Cię i czekam tu na Ciebie, księżniczko. - szepnął, a ja nie mogąc już powstrzymywać łez, odparłam.
- Ja Ciebie też. Pamiętaj o tym.
Pochylił się nade mną i złączył nasze wargi, w pocałunku.. miłości. Tak cholernie silnej miłości, której tak bardzo nie chciałam stracić.. Zacisnęłam powieki, gdy pielęgniarki odciągnęły go ode mnie i zaczęły pchać łóżko w stronę nieznanych mi drzwi. Wszystko, jakby działo się w zwolnionym tempie. Nagle, przestałam słyszeć wszystkich ludzi dookoła mnie,a ja sama skupiłam się tylko na tym jedynym chłopaku. Tylko na nim. Ciszę, przebijało tylko bicie mojego serca. Ciecz, znajdująca się na moich policzkach została starta przez lekarza, a ja nie odrywając wzroku od Justina, szepnęłam, do niego pomimo tego, że pewnie tego nie słyszał.
- Żegnaj, skarbie.
Widziałam. Widziałam w jego oczach, że po ruchu ust zrozumiał, co chciałam mu przekazać. Średnica źrenicy powiększyła się dwukrotnie i rzucił się pędem w moją stronę, zatrzymując lekarza, ale został niemal odepchnięty przez ochronę i upadł, prześlizgując się na powierzchni kilka metrów. Jęknął i podniósł głowę, wpatrując się w moje oczy. Widziałam w nim niewyobrażalny ból, napełniający mnie samą okropnym cierpieniem.
- Angel, wróć!
 Gdy drzwi szpitalne się wreszcie zamknęły, na sali nastała cisza a lekarz kiwnął w moją stronę głową iż mam zaczynać. Zamiast tego, wybuchnęłam płaczem, nie potrafiąc się uspokoić i jeszcze przez chwilę, nie czując bólu skurczy.
***
Justin's POV.- Nie! Błagam nie! - krzyczałem, jeszcze przez chwilę się szarpiąc w ramionach jakiejś innej pielęgniarki, jednak nie potrafiłem się tam dostać. Czułem, jak moje serce łamie się na tysiąc, a może i nawet milion różnych kawałeczków.
Grupa lekarzy rozmawiająca po boku, zwróciła na mnie uwagę, posyłając współczujące spojrzenie.
Oni o wszystkim wiedzieli?! Dlaczego wszyscy, tylko nie ja?!Upadłem na ziemię, uderzając ciałem w posadzkę szpitala. Charakterystyczny dźwięk zwrócił na mnie uwagę, kolejnych innych pacjentów. Jak dziecko schowałem twarz w dłoniach, wybuchając gromkim płaczem. Pożegnała się ze mną.. Pożegnała.
***
Minęło już sześć godzin, odkąd zawieźli ją na salę. Nie miałem już łez a może i nawet sił na płacz, więc teraz siedziałem skulony pod salą i czekałem na jakąkolwiek wieść. To popierdolone być człowiekiem, bo nawet jeśli nie ma szans i tak mam nadzieję. Nadzieję, że wywiozą ją stamtąd całą i zdrową z naszym dzieckiem.
Że ponownie zobaczę jej przepiękną twarz, ozdobioną promiennym uśmiechem. Uśmiechem stworzonym tylko dla mnie.
Zacisnąłem ręce w pięści, próbując sobie jakoś wybić z głowy jakiekolwiek myśli. Sekundę później, zza drzwi wyłonił się lekarz. Szedł w moją stronę z kamienną miną, a ja podniosłem się, starając nie okazywać słabości. Siwowłosy mężczyzna stanął obok mnie, przez chwilę zbierając się na to, aby cokolwiek powiedzieć. Odchrząknął, a ja poczułem, że łzy ponownie pojawiają się w moich oczach.
- Gratuluję córeczki. Godzinę temu przyszła na nasz świat. - wychrypiał, poprawiając swój fartuch. Wpatrywał się we mnie, oczekując jakichkolwiek słów, jednak ja nie potrafiłem się opamiętać. Córeczka.. Angelika wiedziała, że to będzie dziewczynka.. Nie chciała sprawdzać płci.
- Straciliśmy ją.. Angelikę.- lekarz niemal wyszeptał, wpatrując się w martwy punkt przed siebie. - Nie miała szansy tego wytrzymać. Nie w stanie, w jakim się znajdowała..
Podniosłem wzrok. Mógłbym przysiąc, że płakał. Płakał na moich oczach, a jego klatka piersiowa unosiła się w niekontrolowany sposób.
- Nim jednak postanowisz cokolwiek zrobić, idź do córki. Idź, a gdy już ją zobaczysz, przeczytaj to. - drgającym głosem dopowiedział, wpychając w moje ręce kopertę. - Sala 34.
Jeśli jesteście pewni, że lekarze to potwory przyzwyczajone do ludzkiej śmierci, to tutaj macie przykład, dlaczego tak bardzo się mylicie.
Z zaciśniętymi zębami szedłem przed siebie, patrząc cały czas w jeden punkt. Mijałem, wpadałem na ludzi, ignorowałem ich ciche przekleństwa i zwracanie uwagi. Szedłem przed siebie, aż wreszcie dotarłem do upragnionej sali.
Pchnąłem ręką ich ciężar i wszedłem do słabo oświetlonej sali. Wokół panowała cisza. Wysiliłem wzrok, aby móc dojrzeć dziewczynkę. Była tam. Leżała na pleckach ubrana w różowe wdzianko. Podszedłem powoli do kołyski, w której się znajdowała i przysiadłem na krześle obok. Martwym wzrokiem wpatrywałem się w dziecko. Łzy wręcz potokiem spływały po mojej twarzy, gdy zobaczyłem w niej Angelikę. Moją Angelikę.
- Odebrałaś mi ją. - szepnąłem, gładząc dziecko po twarzyczce. Tak bardzo podobnej do niej..
Trzęsącymi się rękoma otwarłem kopertę, wyciągając gładką kartkę. Otworzyłem ją, wpatrując się w tekst i biorąc głęboki oddech. Zamknąłem i ponownie otwarłem oczy, zaciskając zęby.
Witaj kochanie. Jeśli to czytasz, to oznacza że nie ma już mnie przy Tobie.. Proszę Cię, nie płacz. Wiem, że pewnie to teraz robisz. Ale przestań. Teraz. Już.
Zacznę może od początku. Wprowadzając się do ośrodka, nie myślałam, że mogłabym spotkać tu swoją pierwszą, jedyną oraz prawdziwą miłość. Nie myślałam, że mogłabym zakochać się we własnym opiekunie. Byłam denerwującą gówniarą. Ale Ty wcale nie byłeś lepszy.. A tak wracając do tematu..
Kiedy Cię poznałam uznałam Cię za irytującego dupka. 
Uśmiechnąłem się delikatnie, wycierając spływające łzy.
A potem.. Potem po prostu się zakochałam. Nie było żadnego przełomu, czy czegokolwiek co zawsze jest w tych różnych filmach. Każdego dnia coraz bardziej lgnęłam do Ciebie. Ty zresztą do mnie też. I przyszło. Pokochaliśmy się, właściwie bezgranicznie i nawet nie masz pojęcia, jak cholernie chciałabym tam  obok Ciebie być i patrzeć na nasze dziecko. Podziwiać, jaka jest piękna i jak patrzy na nas brązowymi oczkami. Bo takie na pewno ma..
Wtedy, gdy powiedziałam Ci o ciąży. Justin nie mówiłam o wszystkim, ale teraz to już chyba wiesz. 
Byłam chora. Chora na raka płuc, skarbie. Kiedy go odkryli byłam już w prawie niewyleczalnym stadium. Prawie.. 
Justin, miałam szansę, chodź minimalną ale jednak, na wyzdrowienie poprzez podanie chemii.
Zacisnąłem powieki, czując wydostającą się falę łez spod nich. Próbowałem walczyć z tym wszystkim, jednak bezskutecznie, uderzyłem ręką w krzesło, czytając dalej.
Musisz zrozumieć, skarbie..Nie mogłabym. Nie potrafiłabym.. Zabiłabym ją, moimi lekami, rozumiesz? Zabiłabym naszą kochaną córeczkę.. Musiałam wybierać. Ja, albo ona. Moja kochana córeczka. 
Nie umiałabym żyć ze świadomością, że uśmierciłam swoje własne dziecko dla mojego życia.. Dlatego wybrałam siebie zamiast niej. Justin, nawet nie wiesz jak było mi ciężko, gdy zapewniałam Cie, że wszystko jest w porządku..Nie umiałam też Ci o tym wszystkim powiedzieć.. Nie chciałam patrzeć na to, jak każdego dnia staczasz się przy mnie, cierpiąc i oczekując z bólem mojej śmierci. Musisz mnie zrozumieć.. To było tak trudne.. Chodź zastanawiam się czy o wiele trudniejszym zadaniem nie było trzymanie tego wszystkiego w sobie i duszenie się tym.. 
Teraz już czuję się lepiej, bo wiem, że nasz aniołek żyje, a Ty się nią zaopiekujesz. Masz tam pozostać i ją wychować, rozumiesz? Bo jak nie, to zejdę tam na ziemię w postaci demona i sprawię Ci piekło.


Justin, wierzę, że pokochasz ją tak, jak mnie, tylko w swój własny, ojcowski sposób. Wierzę, że gdy już nieco dorośnie powiesz jej, jaka była jej mama. Jak bardzo ją kochała swoim słabym, głupim serduszkiem.Jak bardzo byłaby z niej dumna.. Jak bardzo starała się być dobrą rodzicielką. Jak bardzo chciałaby być przy niej, właśnie teraz w tej chwili.. Wierzę, że sprostasz roli ojca. Skoro potrafiłeś zaopiekować się tak irytującą małpą, jak ja, zaopiekujesz się również naszym skarbem.
Mam nadzieję, iż wiesz, jak bardzo Was kocham. Jak bardzo tęsknie. Jak bardzo pragnę Was przytulić. Jak bardzo chciałam Wam zapewnić wszystko. Dałam jej swe życie, proszę.. Dopilnuj, aby go nie zmarnowała.
Dbaj o naszą Hope*, skarbie. Dbaj o Twoją nadzieję. Nadzieję, na lepsze jutro. Na lepsze dzisiaj. 

To nie jest koniec, kochanie. To początek. To początek Waszej wspólnej drogi. Ja już swoją przebyłam. Pomimo tego, jak była kręta w przeszłości i ile stało po drodze przeszkód.. Na końcu spotkałam swoją nagrodę.. Ciebie. Pamiętaj o tym, ilekroć zwątpisz w jakikolwiek sens istnienia.
Tak cholernie Was kocham. Patrzę z góry. 
Wasza Angel.

"A przecież aniołowie nie umierają."**

Uniosłem głowę znad kartki, widząc rozmazujący się widok dziewczynki.
- Hope.. Nasza Hope.
_____________________________________________NIESPRAWDZANY ROZDZIAŁ.
Hope* - imię ich córeczki w tłumaczeniu "Nadzieja".
"A przecież aniołowie nie umierają."** - Angielski tytuł naszego bloga.

To jeszcze nie koniec mamy przecież jeszcze prolog! Nie wiem, mam cholerne wyrzuty sumienia, że tak to się kończy..Kurczę, no! :(

A co słychać u Was? Jak oceny? Wszyscy zadowoleni? :D
Ja zadowolona, bo udało mi się dostać ten upragniony pasek! I nie, nie na tyłku hahha :)
Polecam: 
http://person-who-changed-my-life.blogspot.com/‎ 
http://among-the-people.blogspot.com/
www.love-choice.blogspot.com
http://my-heaven-jb.blogspot.com/
http://the-last-love-jb.blogspot.com/
http://nevv-love-story.blogspot.com/
Ask:  lovemekissmeeee

wtorek, 17 czerwca 2014

`Angels Do Not Die Yet`. rozdział. 26

Angel's POV.
Nie wiem ile spałam. Wiem tylko tyle, że gdy się obudziłam znajdowałam się w swojej sali szpitalnej i szczerze? Nie dziwiło mnie to.
Czuję się okropnie od przebudzenia, a stało się to z godzinę temu więc..
- Musimy porozmawiać. - szorstki głos odezwał się z rogu sali, stojąc do mnie tyłem. Uniosłam brwi w zaciekawieniu, przymrużając oczy. Siwowłosy mężczyzna ubrany  w biały, chodź w sumie można powiedzieć, że szary frak odwrócił się, wnikając swoim spojrzeniem w moje ciało. Poprawiłam się niespokojnie na łóżku, biorąc głęboki oddech.
- Zdajesz sobie sprawę, że jesteś w ciąży? - siwowłosy zmarszczył czoło, drapiąc się po głowie. Przez chwilę nie odpowiadałam. Mężczyzna podszedł do jakiegoś monitora, następnie go odwracając w moją stronę. Na ekranie widniał dość niewyraźny obraz USG mojego brzucha. Poczułam piekące łzy pod oczami, widząc tę małą istotkę, znajdującą się aktualnie w moim brzuchu.
- Ma 2 miesiące. - mruknął lekarz, robiąc kilka poprawek, przybliżając mi dokładniejszy obraz. Wydawało mi się, że patrzy na mnie swoimi oczami, chodź wcale dziecinka nie miała ich jeszcze wykształconych.
- Wiedziałam o ciąży. - przeczesałam ręką włosy, a mężczyzna zmrużył oczy, aby dokładnie przyjrzeć się wyrazowi mojej twarzy. Usta zaciśnięte w prostę linię, oraz błyszczące oczy niewiele mówiły, jednakże ni chciałam jakoś specjalnie zwierzać się obcemu człowiekowi.
- Musimy porozmawiać o czymś jeszcze.. - lekarz, podszedł bliżej mojego łóżka i o dziwo.. Przysunął sobie krzesło, wygodnie na nie opadając. Zmarszczyłam brwi, unosząc się do pozycji siedzącej.
***
Justin's POV.
Kurwa, ile można czekać. Rozumiem - godzinę. Dwie, trzy. Czekam pieprzoną dobę i dalej nie wiem, co dzieje się z moją dziewczyną. Nosz kurwa, przecież z tego co wiem, już przebudziła się z półtorej godziny temu, więc dlaczego nikt nic mi nie chce powiedzieć i nie chcą mnie do niej wpuścić?!
Jestem prawie że rodziną, więc mam pieprzone prawo wiedzieć, co się z nią dzieje.
Wstałem, kopiąc w ścianę, dając tym upust swojej niecierpliwości oraz zdenerwowania. Usłyszałem stukot szpilek i odruchowo spojrzałem w tamtą stronę.
- Jeszcze raz pan kopnie w ścianę, a wezwę ochronę. To jest szpital, tutaj są chorzy ludzie. - mruknęła znudzona powtarzaniem ciągle tej samej formułki. Niechętnie wywróciłem oczami, opadając tyłkiem na siedzenie. Pewnie gdybym nie był zakochany, zwróciłbym uwagę na seksownie odkryte nogi pielęgniarki, która dosyć dobrze prezentowała się w niebiesko-białej sukience. Ilekroć jednak spoglądałem na młodą kobietę, tylekroć przed moimi oczyma pojawiała się Angelika, która w porównaniu do tej opalonej pielęgniarki wypadała tysiąc razy lepiej. Oblizałem wargi na myśl o jej pięknych, długich nogach. Chodź ona sama nie akceptowała siebie do końca, ja wciąż uważałem, że była prześliczna. Brązowe włosy, opadające falami na jej ramiona, ciemne, brązowe tęczówki, delikatny nosek oraz pełne, malinowe usta. Była piękna, powiedziałbym nawet, przypominała anioła, chodź zazwyczaj aniołowie są blondynami. Ale ona była aniołem. Moim.
Po chwili drzwi się rozsunęły, ukazując mi salę dziewczyny. Zakradłem się, wychylając głowę do środka i słysząc kawałek rozmowy.
- A więc, decyduje się pani na wypuszczenie? - lekarz nerwowo spoglądał na Angelikę, a ta ze wzrokiem utkniętym w ścianę kiwnęła głową.
- Zdaje sobie pani sprawę..
- Zdaję sobie.
- Dobrze, to tyle. Myślę, że będzie pani mogła zostać wypisana już dzisiaj, tylko musimy panią zgłosić do..
- Wiem. Mogłabym teraz porozmawiać z chłopakiem?
Otworzyłem usta ze zdziwienia, nie rozumiejąc, skąd ona wiedziała że podsłuchuję. Przecież wpatrywała się w ścianę. Widocznie musiała coś słyszeć.
- Oczywiście. Proszę bardzo. - mężczyzna zmarszczył brwi, spoglądając w moją stronę. Wstał, biorąc swój notes oraz mijając się ze mną w progu.
Spojrzałem na szatynkę w duchu dziękują, że wszystko z nią w porządku. Podszedłem do dziewczyny, przysiadając na miejscu lekarza i łapiąc jej dłonie w swoje ręce.
- Jak się czujesz? - padło moje pierwsze pytanie, a brązowooka posłała mi promienne spojrzenie. Miałem wrażenie, że jest nadzwyczaj blada, jednak nie chciałem jej denerwować dlatego po prostu czekałem na odpowiedź.
- Lepiej. - uśmiechnęła się, zaciskając swoje palce na moich dłoniach.
- Więc co się stało? - nie mogłem odwlekać tego pytania. Prędzej czy później, musiałem się dowiedzieć i ona również zdawała sobie z tego sprawę.
- Jest pewna rzecz, o której Ci nie mówiłam.. - szepnęła, biorąc głęboki wdech. Moje serce zabiło dwa razy mocniej oraz spojrzałem w jej oczy doszukując się jakichkolwiek emocji. Jest chora? Umrze? Co się dzieje?!
- Słucham.
- Justin, proszę obiecaj, że mnie nie zostawisz.. - jej głos wydawał się być załamany, a wzrok utknął w martwe miejsce w ziemi. Przełknąłem głośno ślinę, marszcząc brwi.  Czyżby, ona..?
- Obiecuję skarbie. - pochyliłem się, składając na jej czole pocałunek. Mówiłem szczerze. Nie potrafiłbym jej zostawić, nawet jeśli ona by tego chciała. Kochałem ją cholernie, a fakt, że Angel boi się, iż ją opuszczę utwierdza mnie w przekonaniu, że ona mnie również.
Widziałem, że walczy ze sobą, aby mi to powiedzieć. Co jakiś czas, jej usta zmieniały położenie, a ja sam pogładziłem jej dłoń, aby dodać jej otuchy. Widziałem to w jej twarzy, bała się, cholernie się bała.
- Kocham Cię, aniołku. - westchnąłem, widząc niepewność malującą się w całej jej postawie ciała. Dziewczyna uniosła dłoń i położyła ją na ekranie komputera. Zainteresowany wpatrywałem się w jej czyny. Odwróciła w moją stronę monitor, ukazując mi jego zawartość. Zmrużyłem oczy wpatrując się w .. dziecko.
- Jak to.. - szepnąłem, czując, jak narasta napięcie w sali.
- Będziesz ojcem, Justin. To Twoje dziecko.
Pokręciłem przecząco głową, wpatrując się w ekran z otwartymi szeroko ustami. Moje rzęsy poruszały się, mrugając kilkakrotnie, a ja sam poczułem się, jakby nie potrafił mówić. Gula w moim gardle była tak wielka, że niemal czułbym ją pod dotykiem palca.
- Jak to, ojcem.. - udało mi się wyszeptać na jednym tchu, a następnie kilkukrotnie wziąłem głęboki oddech. Dziewczyna wpatrywała się we mnie przerażona, a ja.. odwróciłem głowę w jej stronę.
- Będę ojcem! - pisnąłem, niemal jak baba, układając na swojej twarzy szeroki, ciepły uśmiech. Jej reakcja była tak opóźniona że przez pierwszy moment, w ogóle nie odwzajemniała mojego pocałunku. Zaśmiałem się, dociskając ją do poduszki i wsuwając palce w jej włosy. Maszyna zaczęła pikać głośniej, wskazując na przyśpieszone bicie jej serca, jednak nie zwracałem na to uwagi.
Będę ojcem. To jest teraz najważniejsze.
***
Angel's  POV.
Cieszyłam się. Cholernie się cieszyłam. Justin był taki szczęśliwy.. On chciał te dziecko. On chciał mnie i jego córeczkę.
Czuję, że to będzie córeczka.
I chodź z dnia na dzień, czułam się coraz słabiej, lekarz mi mówił, że tak może się dziać podczas mojej ciąży. Walczyłam do końca, jednak nie przewidziałam, że tak szybko skończy się ta gra.
_____________________
Mamy przedostatni rozdział. :)
Polecam:
among-the-people.blogspot.com ,
http://person-who-changed-my-life.blogspot.com/‎

Ask: http://ask.fm/LoveMeKissMeeee

niedziela, 8 czerwca 2014

`Angels Do Not Die Yet`. rozdział 25

Angels' POV.
Zakręciło mi się w głowie, a ja sama podparłam się o kran, starając się nie zwymiotować.
Więc to prawda. 
Nie potrafiłam ogarnąć swoich myśli. Czułam się, jak jedna wielka idiotka. Co ja sobie wyobrażałam? Robiliśmy to bez prezerwatyw. To logiczne, że jestem w ciąży.
Uderzyłam ręką w ścianę, powodując tym delikatny ból. Nawet nie wiem, co ja o tym wszystkim myślę. Dziecko? Pewnie! Tylko.. Dlaczego w tym wieku?
Zaraz jednak problemem stało się co innego. Jak zareaguje Justin? Co powie? Czy mnie zostawi? Wyrzuci z domu? Czy zareaguje, tak, jak David, chłopak mojej mamy? Ucieknie i już nigdy nie wróci?
Na samą myśl, moje serce zabolało. Justin jest dla mnie cholernie ważną osobą.. Nie oszukujmy się. Muszę mu o tym powiedzieć.
Moje przemyślenia zostały przerwane, gdy usłyszałam znajomy mi dźwięk sms'a. Podeszłam do telefonu, zostawiając test na stole.
Odczytałam wiadomość.
" Kochanie, wybacz mi, mam jeszcze parę spraw do załatwienia w pr
acy. Jutro będę cały Twój. Kocham Cię. Justin"

Przełknęłam głośno ślinę, mimo woli ciesząc się tą wiadomością. Miałam dobę na oswojenie się z sytuacją i na zastanowienie się nad tym wszystkim. To nie jest byle jaka wiadomość. Dziecko, to nie zabawka.
Pokręciłam głową, wypuszczając głośno powietrze z ust.
Ja sama jeszcze nie dorosnęłam. 
***
Dzwonek do drzwi, wybudził mnie z głębokiej drzemki. Czy ciągła potrzeba snu, również jest objawem ciąży? Widocznie tak.
Zsunęłam się z łóżka, przecierając oczy oraz ziewając. Spoglądając na zegarek, ujrzałam godzinę piętnastą, co wykluczałoby Justina w progu. Przecież on pracuje dłużej.
Przekręciłam zamek w drzwiach i z rozmazanym widokiem przed oczami, otworzyłem je, napotykając silnie czerwoną barwę, wręcz kłującą moje zmęczone oczy. Zamrugałam kilkakrotnie, dostosowując soczewkę do obrazu i ujrzałam.. Najpiękniejszy widok na świecie. Kąciki moich ust mimowolnie uniosły się ku górze, a ja sama wydałam z siebie coś na podobieństwo jęku.
Przede mną stał przepiękny bukiet, czerwonych róż, który był tak obszerny, iż zasłaniał twarz osoby, która - prawdopodobnie - chciała mi go podarować. Zerknęłam w dół, gdzie zobaczyłam luźne w kroku rurki, oraz białe supry.
- Justin.. - szepnęłam zaszokowana, robiąc krok w tył.
- Księżniczka jeszcze spała? - zapytał, wychylając głowę poza róże. Zachichotałam na ten widok. Uśmiechał się szeroko, poruszając brwiami w górę oraz w dół. Weszliśmy do środka, a wtedy szatyn odłożył bukiet na stół, oraz podszedł do mnie, przyciągając maksymalnie do siebie i całując w czoło.
- Wszystkiego najlepszego, kochanie. - szepnął, obejmując mnie w talii. Spojrzałam w jego oczy z niedowierzaniem.
- Pamiętałeś. - uśmiechnęłam się szeroko, wtulając w jego tors i zaciągając się zapachem jego niewyobrażalnie męskich perfum.
Mrugnął do mnie okiem, chwytając moją dłoń i odwracając mnie tyłem do siebie.
- Poczekaj.. - mruknął, grzebiąc coś w swoich spodniach, a następnie coś z nich wyciągając.Usłyszałam charakterystyczny dźwięk otwieranego pudełka i przymknęłam oczy, biorąc głęboki oddech.
To wszystko dla mnie?
Poczułam delikatny chłód na swojej szyi, gdy prezent od Justina dotknął mojej skóry. Wciąż starając się nie patrzeć, na tę "niespodziankę", poczułam jak ją zapina, a następnie z powrotem odwraca mnie twarzą do siebie.
- I zawsze nim będziesz. - powiedział, łapiąc w dłoń naszyjnik, który mi zawiesił oraz pokazując go mi. Uniosłam powieki, wpatrując się w złoty, lśniący napis w jego ręce.
My Angel.
- Mój anioł.. - szepnęłam, czując, jak coś w moim żołądku się skręca. Moje oczy mimowolnie zostały napełnione słoną cieczą, a ja sama położyłam dłonie na jego policzkach, gładząc delikatnie je kciukami. Spoglądając w jego oczy, widziałam w nich niewyobrażalną miłość, ufność oraz oddanie. Moje serce zabiło dwa razy szybciej na ten przepiękny obraz i już wiedziałam, co od dawna powinnam mu powiedzieć.
- Kocham Cię. - wyszeptałam, niemal dotykając wargami, jego ust. Uśmiechnął się łobuzersko, udając, że nie słyszy, oraz przykładając rękę do ucha.
- Co mówiłaś?
- Kocham Cię. - powiedziałam głośniej, formując ciepły uśmiech na swojej twarzy.
- Co?!
- KOCHAM CIĘ! - krzyknęłam wniebogłosy, a on korzystając z okazji, uniósł moje ciało, na wysokość swojej głowy i odpowiedział.
- Ja ciebie też!
Wybuchnęliśmy gromkim śmiechem, a ja zalałam się łzami. Brawo. Wreszcie mu to powiedziałaś. Ale co z drugą wiadomością?
Odgoniłam od siebie te myśli, wypuszczając głośno powietrze z ust. Masz rację. Muszę mu to powiedzieć.
Zacieśniłam usta w prostą linię, w głowie widząc tylko i wyłącznie jedną scenę.
- David, muszę Ci o czymś powiedzieć.. - kobieta zagryzła wargę, powstrzymując ledwo uśmiech, wkradający się na jej tak młodą i tak piękną twarz. Od samego rana była cała w skowronkach, widział to w jej oczach, zresztą nie tyle co po wyglądzie, a po sposobie zachowania. Chodziła, jakby nosiło ją stado motyli na swych grzbietach, a jej kroki były delikatne, przepełnione pełnią życia. Usiadł wygodnie w swoim fotelu, w ich wspólnym mieszkaniu, oraz podziękował za gorącą herbatę, którą podała mu jego dziewczyna, Alissa. 
- Więc jaka to nowina? - zapytał, nieco zmęczony już tą dzisiejszą gierką, od czasu, kiedy wyszedł rano na uczelnię, jego dziewczyna zachowywała się naprawdę dziwnie i miał pomału dość tych zagrywek, oraz radosnego podrygiwania, gdy kręcił się wokół niej, ucząc się. Alissa wreszcie wpuściła uśmiech na twarz i przysiadła się, bliżej Davida, chwytając jego dłoń i splatając wspólnie ich palce. 
- Kochanie.. Będziemy mieli dziecko. - ostatnie zdanie, niemal wypiszczała z siebie, zaraz po tym, wybuchając radosnym, pełnym szczęścia śmiechem. Objęła jego szyję swoimi dłońmi, wtulając w siebie i cicho wzdychając. 
- Co?! Ale..Jak to.. Jak? - brązowowłosy spojrzał zdezorientowany na blondynkę, niemalże wypalając w jej brzuchu dziurę. Był prawie pewny, że się przesłyszał i, że zaraz jego dziewczyna to wszystko poprawi.
- No, tak! Jestem w ciąży! - ponownie pisnęła, klaszcząc w dłonie i zagryzając wargi z podniecenia. 
- Ale jesteś tego pewna? - jego głos ponownie był niepewny, a on sam potarł ramiona, spoglądając wszędzie tylko nie w oczy dziewczyny. 
- Tak! Będziesz ojcem! - krzyknęła ponownie rozentuzjazmowana, ale gdy jej chłopak nie odpowiadał, jej radość została stłumiona, a zastąpiła ją niepewność, strach i zdenerwowanie.  Wstała, próbując jakoś dotrzeć do jego w tym momencie pociemniałych tęczówek, ale nie potrafiła nic z nich wyczytać, dlatego wreszcie się poddała, wyrzucając ramiona w górę i z rozpaczą, mówiąc.
- David? Wszystko w porządku?
- Tak, tak.. Tylko, muszę..Muszę się przejść, Alisso. Po prostu, to dla mnie trochę.. Szok. Wiesz, nie codziennie dowiadujesz się, że będziesz czyimś .. tatą. - odparł, spuszczając zmieszanie wzrok, a następnie wstał i podszedł do wieszaka, gdzie wisiała jego kurtka, oraz założył ją na swe ramiona, posyłając ostatnie spojrzenie Alissie. Odwrócił się, chwytając za klamkę.

- Niedługo wrócę. - szepnął, wychodząc i pozostawiając ją w okrutnej ciszy, gdzie wszystkie myśli, związane z jej obawami, wymieszały się tworząc jeden wielki burdel.
Przymknęłam powieki, kręcąc głową we wszystkie możliwe strony świata.
- Nie.. Proszę nie.. - szepnęłam sama do siebie, otwierając oczy i napotykając przerażone spojrzenie Justina. Dlaczego to wszystko do mnie wraca?! Postawił mnie na ziemi, chwytając moje ręce w dłonie i zaniepokojony pytając.
- Co się dzieje?
- Nic, po prostu nie mogę w to uwierzyć, że pamiętałeś.. Mam najwspanialszego mężczyznę na świecie. - posłałam mu sztuczny uśmiech. Niepewny moich słów, przyglądał się bacznie moim tęczówkom, próbując coś z nich wyczytać.
- Naprawdę jest wszystko w porządku. - odparłam. Kłamstwo.
Złączył nasze usta w krótkim pocałunku, w czasie którego poczułam jak coś kłuje mnie w brzuchu.
Nie mogę go stracić.
Pogłębiłam pocałunek, wkładając w niego całą siebie. Wkładając swoje uczucia, emocje i przede wszystkim.. miłość.
***
Justin's POV
.
- Pójdę po wodę. - moja księżniczka posłała mi znaczące spojrzenie, delikatnie wydostając się z mojego uścisku. Kiwnąłem głową, składając na jej policzku pocałunek oraz zatrzymując na chwilę film. Pomimo tego, że nie lubiłem komedii romantycznych, zgodziłem się to oglądać. Angel tak bardzo prosiła, a ja.. Po prostu nie mogłem jej odmówić. Czasem zastanawiam się, czy to nie ja powinienem się leczyć w ośrodku uzależnień od niej samej.
Wygramoliła się spod kołdry, wstając oraz nie specjalnie wypinając się w moją stronę. To logiczne, że mały Justin zareagował instynktownie na czarne figi, wbijające się w jej tyłek, oraz jedynie białą, delikatną koszulę nocną. Uśmiechnąłem się zadziornie, wodząc za nią wzrokiem, dopóki nie zniknęła w kuchni.
- Wracaj szybko. - westchnąłem, wyciągając i układając za sobą ramiona. Przymknąłem powieki, a zaraz po chwili usłyszałem huk. Zaniepokojony, wyskoczyłem wręcz z łóżka, biegnąc do kuchni.
Leżała na plecach, trzymając się za głowę. Jej twarz była wykrzywiona w grymasie, jednak ewidentnie była nieprzytomna.
-Angel?! Angel! - przyklęknąłem przy dziewczynie, zszokowany. Co jest? Do cholery, co się dzieje?

________________
Wyjątkowo nudny, ale spokojnie. Już niedługo wszystko się wyjaśni :)
Przepraszam Was, za tak długą nieobecność :( To naprawdę nie moja wina, musiałam wszystko w szkole poprawiać i zdawać, sami zrozumcie. : <
Kocham Was, do następnego. ;*

środa, 28 maja 2014

`Angels Do Not Die Yet`. rozdział. 24

Angel's POV.
Tego dnia, wyjątkowo się wyspałam, mimo tego, iż... Cóż. Trochę się działo. Uniosłam delikatnie powieki ku górze, spotykając swój wzrok wraz z delikatnymi promieniami słońca. Przeturlałam się na drugą połowę, z pewnością, iż wpadnę na Justina. To jednak nie nastąpiło, a ja spotkałam się z krańcem łóżka, a następnie  z podłogą.
- Świetnie. - burknęłam pod nosem, podnosząc się ciężko z ziemi. Z moich kolan, odezwał się charakterystyczny dźwięk, przeskoczenia kości. - Jak stara babcia. - mruknęłam sama do siebie, wyginając plecy w przód i ruszając do kuchni z nadzieją, iż zastanę jeszcze szatyna.
- Justin? - zapytałam głośno, jednak odpowiedziała mi cisza. Spojrzałam na stół, na którym znajdowały się świeże bułki, kilka plastrów szynki i sera, kostka masła oraz świeżo zaparzona herbata. Kąciki moich ust uniosły się delikatnie, gdy dołączona była również do tego wszystkiego karteczka. Chwyciłam ją w dłonie, odczytując.
Jestem w pracy, będę wieczorem. Zrobimy potem razem zakupy. Smacznego, skarbie. :)  
Mój brzuch doznał miłego skrętu żołądka, gdy przeczytałam ostatnie słowo. Justin był zdecydowanie jedyną osobą, jaka potrafiła poprawić mi humor oraz która dbała o mnie, jak nikt inny. Usiadłam do stołu, wyciągając rękę po chleb, z wciąż nieściągniętym uśmiechem na twarzy.
***
Justin's POV.
Trudno mi było rozstać się z Angeliką rano, jednak musiałem to zrobić. Inni pracownicy, mogliby się domyślić, iż jestem powiązany z jej zniknięciem.
Racja, nie pochwalałem tego pomysłu, jednak nie mogłem jej tu trzymać na siłę. Tak czy siak by uciekła, a myśl, że mógłbym nie wiedzieć, gdzie się znajduje, zdecydowanie nie wchodziła w grę.
- Cześć wszystkim. - westchnąłem, wchodząc do pokoju Harrego, u którego zawsze wszyscy siedzieli. Spojrzeli na mnie, witając się i uśmiechając szeroko. Oczywiście, nie umknęło mi wściekłe spojrzenie Jade, którym piorunowała mnie od wejścia, jednak teraz nie mogłem jej niczego wyjaśnić.
- Omówmy teraz postępy naszych podopiecznych. - zaczęła, nieznana mi dziewczyna. Musiała być tu nowa, a sądząc po zachowaniu, zdecydowanie była psychologiem.
Wszyscy rozmawiali, jak najęci, ile udało im się osiągnąć oraz kiedy będą mogli wypuszczać ich poza ośrodek.
- A Ty, Justin? - zapytała mnie brunetka, a ja spojrzałem na nią spokojnie. - Z Angel są postępy. Zdecydowanie, zaprzestała aktualnie samookaleczenia się, oraz jest bardziej otwarta na ludzi. Jest to całkiem inna osoba, niż wcześniej.
- Rozumiem. - a następnie zapisała coś na kartce.
- To ja.. Pójdę sprawdzić, gdzie jest Angelika. - westchnąłem, wychodząc bez pożegnania z pokoju. Czułem się nieswojo wiedząc, iż będę musiał poinformować wszystkich o jej zniknięciu. Jeśli tego nie zrobię, wydam im się dziwny. Lepiej uważać na czyny i słowa.
Wszedłem spokojnie do pokoju dziewczyny, siadając na jej łóżku. Sprawdziłem, czy wszystko wygląda normalnie, a następnie otworzyłem szafę, aby wyglądało, iż szukałem śladów jej ucieczki.
Z drugiej strony, czy ktokolwiek będzie próbował jej szukać? Jutro jej 18 urodziny.
***
Zapukałem trzy razy do gabinetu mojego pracodawcy. Przybrałem spanikowany wyraz twarzy, wchodząc do jego "jamy".
- Czego chcesz? Nie mam czasu, na błahostki.
- Panie Parks! Moja podopieczna zniknęła! - krzyknąłem, spoglądając na niego oczami wielkimi, niczym pięciozłotówki.
Dyrektor placówki zmarszczył brwi, wzdychając głośno.
- Imię.
- Słucham?
- Imię tej dziewczyny. - warknął, pochylając się nad tzw. kartoteką.
- Angelika Hope Williams.
Jego usta ułożyły się w prostą, sztywną linę. Reakcja mężczyzny, wcale nie wskazywała na to, iż zna swoją córkę. Wydaje mi się.. Że to chyba nawet lepiej.
- Ha. Daj spokój. Już niedługo styknie jej osiemnastka i będzie musiała opuścić ośrodek.
- Jak to?! Nie będzie żadnych poszukiwań?! - krzyknąłem udając zdziwienie, jednak dla mnie, nie było to wcale dziwne.
- Jednego pasożyta mniej. Wracaj do pracy.- odparł, mrużąc oczy.
- Ale.. - próbowałem jakoś udawać, iż walczę o poszukiwania, jednak również tego nie chciałem.
- Wracaj do pracy, mówię.
Wycofałem się z jego gabinetu, a przymykając drzwi, cień uśmiechu wtargnął na moje usta.
***
Tego dnia kończyłem wcześniej, co naprawdę mnie cieszyło. Mogłem wreszcie wrócić do Angel i mogliśmy spędzić razem czas. Czym prędzej, ruszyłem do drzwi z uradowaną twarzą. Nim jednak zdążyłem dotknąć klamki, czyjaś dłoń chwyciła moje ramię, zaciągając do rogu.
Wpadłem na Jade, całą rozemocjonowaną.
- Wyjaśnisz mi wreszcie, co się do kurwy dzieje?! Co jest z Angel?! Dlaczego jej nie ma?! - jej głos z każdym pytaniem, zwiększał swój ton, a ja uciszyłem ją, kładąc dłoń na jej ustach.
- Ciicho. Angel jest u mnie. Błagam Cię, cicho.
-Co wy wyprawiacie?
- To długa historia, ale w skrócie. Nasz dyrektor, jest ojcem Angeliki. Nie rób takiej miny, sam byłem zszokowany. Po tym wszystkim, ona wprowadziła się do mnie, a ja zaaranżowałem tę ucieczkę Angel, żeby nikt mnie nie podejrzewał. - odpowiedziałem wszystko na jednym tchu.
Jade zmrużyła oczy, opierając się jedną nogą, o ścianę.
-I co Parks zamierza z tym zrobić?
Uśmiechnąłem się delikatnie.
- Nic.
Czerwonowłosa wywaliła oczy na wierzch, otwierając usta.
- Szczęściarz.
- Wiem.
- Ale pamiętaj. Nigdy więcej Ci już nie pomogę. Wiesz, że to wszystko, cała jej ucieczka byłaby na mnie?! Ja wtedy pełniłam dyżur.
- Dlatego Cię kocham. - odparłem.
***
Angel's POV.
Nie wiem, co mnie do tego podkusiło. Nie miałam pojęcia, jednak wiedziałam, iż chcę to sprawdzić i dowiedzieć się prawdy. Trzymając w dłoni opakowanie, wracałam z powrotem do mieszkania Justina. Otworzyłam drzwi, rzucając torbę na ziemię. Z trzęsącymi się rękoma, weszłam do łazienki, odpakowując test z pudełka.

A co jeśli jednak będę? Co jeśli ja..Nie! Koniec tego myślenia. Czas sprawdzić. Tak.. Spojrzałam na przedmiot trzymany w mojej ręce i nabrałam dużo powietrza w płuca. Mój wzrok zjechał na ekranik testu.

Wszystko działo się, jak w zwolnionym tempie. Moje serce zamarło, podczas gdy ja poczułam, iż słabnę. Moje usta uformowały się w literę "O".
- Dwie kreski..
_________
Dla uproszczenia dwie kreski, oznaczają ciążę :) Wiem, że wielu z Was się tego spodziewało, jednak spokojnie, to jeszcze nie koniec tej historii. :D
Dziękuję za tyle miłych komentarzy! :D <3
Do następnego. : >

czwartek, 22 maja 2014

`Angels Do Not Die Yet` rozdział. 23

Angel's POV.
- Co Ty wyprawiasz?! - Justina krzyk niósł się echem w mojej głowie. Chwycił gwałtowanie mnie  za łokieć odciągając od torby. Zszokowana, stałam przez chwilę i patrzałam, jak wyjmuje moje ubrania, kładąc je z powrotem na półkę.
- Justin, nie będę tu dłużej mieszkać. Nie mam zamiaru. - warknęłam poirytowana, odpychając go i tym sprawiając, że potknął się i omal nie wywalił, jednak chwyciłam go za ręce.
Spojrzał w moje oczy, głośno wypuszczając powietrze z ust.
- Nie możesz teraz stąd odejść. Nie masz ukończonych 18 lat. To nie jest zgodne z prawem.
- W dupie mam, co jest, a co nie. Chcę się stąd wydostać i już więcej nie patrzeć na obrzydliwą mordę, mojego ojca! - podniosłam głos, a on pokazał palcem, abym była ciszej.
Jego mina wyrażała niezdecydowanie, dlatego zmieniając ciężar z prawej nogi, na lewą, odezwałam się ponownie, nieco ciszej.
- Justin, albo jesteś ze mną. Albo beze mnie.
To chyba ostatecznie go przekonało, bo chwycił złożone ciuchy z półki i z powrotem spakował je do torby.
- Mam mieszkanie. W centrum miasta. - westchnął cicho, a ja podeszłam bliżej do niego, kładąc ręce na jego szyi. Przyciągnęłam go do siebie, a on zaskoczony upuścił moją bluzę.
- An..
- Dziękuje. - szepnęłam, składając na jego policzku pocałunek. Szatyn dmuchnął w moje włosy, obejmując mnie swoimi ramionami w pasie. Wiedziałam, że nie pochwalał mojej decyzji, jednak mimo wszystko stanął po mojej stronie.
Położyłam głowę na ramieniu chłopaka, a on gładził mnie po włosach.
- Wyjdziemy stąd wieczorem. Wtedy zazwyczaj Jade pilnuje korytarza, ale często jej nie ma. - mruknął, a ja pokiwałam twierdząco głową.
Dopiero teraz zrozumiałam, że bez Justina moja "ucieczka" nie miałaby sensu. Podświadomie liczyłam na to, że mi pomoże i zrobił to. Tym samym, udowodnił, iż naprawdę mogę mu ufać. Jest osobą, która nigdy w życiu mnie nie zawiodła. Zawsze był przy mnie i tym razem, uczynił to samo. Po prostu jest.
Chwyciłam się nagle za brzuch, a następnie wyrwałam się z uścisku.
- Niedobrze mi. - zdążyłam wymruczeć, wbiegając do łazienki.
***
- Cśś. Chodźmy. - szepnął szatyn, łapiąc moją dłoń i unosząc w drugiej moją torbę. Nie miałam zbytnio wiele rzeczy, więc musiała być lekka.
Ciemność korytarza nie ułatwiała nam zadania, w dodatku, kilka par drzwi było otwartych. Wyminęliśmy je z szybkością, starając się nie wydawać żadnych dźwięków. Poruszałam się na palcach i po jakimś czasie zaczęły mnie boleć mięśnie, jednak byłam wytrwała i ściskając mocno rękę chłopaka, byłam wciąż za nim.
- Gdzie Wy się wybieracie? - cichy szept obił się o nasze uszy, a my stanęliśmy, jak wryci. Cała zesztywniała odwróciłam się w stronę jego źródła, napotykając zdziwione tęczówki Jade.
- Proszę Cię, wypuść nas, jutro Ci wszystko wyjaśnię. - inicjatywę przejął szatyn, puszczając moją dłoń i podchodząc do czerwonowłosej.
- Nie podoba mi się to, Justin. Dlaczego masz walizkę? - jej głos stawał się głośniejszy, a chłopak starał się ją non stop uciszać.
- Obiecuję, że wszystko wyjaśnię, proszę pozwól nam wyjść.
Przez chwilę milczała, przymykając powieki, jednak zaraz po tym odpowiedziała krótko.
- Idźcie.
Po tych słowach, niemal wybiegliśmy z budynku, gdzie czekała już zamówiona taksówka. Uśmiechnęłam się perliście, widząc, jak Justin wszystko zaplanował.
I to wszystko dla mnie..
***
- Rozgość się. Wiem, że to małe mieszkanko, ale odziedziczyłem je po dziadku, więc wiesz.. - westchnął, drapiąc się nerwowo po karku. Rozejrzałam się, widząc dwa pokoje, łazienkę, oraz kuchnię. Wcale nie było takie małe. Sypialnia, salon. Zastanawiała mnie jedna rzecz.
- Dwuosobowe łóżko. - mruknęłam, zaglądając przez próg, a Justin nieco się zmieszał.
- Ja mogę spać na ka.. - zaciął się, ponieważ pociągnęłam go na swoją wysokość za bluzę.
- Jest idealnie. - posłałam mu ciepły uśmiech, a on niemal od razu go odwzajemnił. Złożyłam na jego ustach pocałunek, starając się w niego włożyć całą wdzięczność oraz ciepło, jakim go darzyłam. Przejechał językiem po mojej wardze, a ja natychmiast go wpuściłam, uśmiechając się poprzez ten pocałunek.
            Biorąc swoją torbę, wniosłam ją do sypialni, gdzie stała szafa. Otworzyłam ją na oścież, zdziwiona, że jest całkiem pusta.
- Nie pytaj. Przecież wiesz, że sypiałem w ośrodku. - odparł od razu, widząc moją minę. Pokiwałam pewnie głową, przypominając sobie.
- Teraz też  będę musiał. Aby robić pozory. Inaczej od razu się domyślą, że to ja Cię ukryłem. - dodał, stając za mną i kładąc dłonie na moich bokach.
- Racja. Lepiej nie ryzykować. Zresztą.. Już niedługo moja osiemnastka. Nie będą już nawet szukać.
- Chyba masz rację.
Odwróciłam się w jego stronę, wtulając w jego tors i wdychając głośno jego zapach. Szatyn zachichotał, całując mnie w czoło.
- Jesteś głodna? - zapytał, gładząc kciukiem mój policzek. Pokiwałam twierdząco głową, wysuwając dolną wargę w przód i robiąc maślane oczka.
- AAAAW. - zagruchał, wpatrując się we mnie, jak w obrazek. Wybuchnęłam śmiechem.
- No co?! Każdy mężczyzna ma w sobie trochę kobiecości. - burknął oburzony, zarzucając głową, jak obrażona kobieta, przez co jeszcze głośniej zaczęłam się śmiać. Stopniowo, wyraz jego twarzy zaczął się zmieniać, aż wreszcie zawtórował mi.
                         Justin wyciągnął telefon, wystukując jakiś numer na ekranie. Zaciekawiona, zajrzałam przez jego ramię.
- Co robisz?
- Jesteś głodna, nie zrobiliśmy zakupów, więc zamawiam pizze.
- Mmmm, pizza. - rozmarzyłam się, chwytając za brzuch.
- Jaką chcesz?
- Capriciose! - krzyknęłam, uderzając rękami w łóżko, z miną rozbawionego dziecka. Szatyn kiwnął głową szybko.
- Duża Capriciosa raz. Oraz dwie cole. - dodał.
- W takim tempie, to zgrubnę dwa kilogramy. - mruknęłam niezadowolona, a Justin zwrócił na to uwagę, kładąc dłoń na moim brzuchu.
- Jesteś piękna i nawet 10 kilogramów w górę tego nie zmieni. Zresztą, według mnie jesteś wręcz za chuda.-westchnął szczerze, a ja zarumieniłam się delikatnie. Zadziwiające. Jedno zdanie, a ja tak reaguję.
***
W jednej chwili nagle zrobiło mi się słabo. Obraz ponownie zaczął się rozmazywać, a na ciele wystąpiły dreszcze, wraz z nadmierną potliwością. Położyłam dłoń na ustach, powstrzymując odruch wymiotny. Skuliłam się na ziemi.
Co się dzieje?!
Skronie, zaczęły pulsować, jak szalone a ja poczułam, jakbym nagle na plecach nosiła 20 kilogramowy plecak. Moje ramiona opadły a ja biorąc głęboki wdech, doprowadzałam się do normalności.
- Pizza już jest! - krzyknął chłopak z kuchni, a ja chwiejąc podniosłam się do pozycji stojącej, opanowując ciało. Zamknęłam oczy, starając się ogarnąć wzrok, oraz fakt, że jest mi naprawdę słabo. Podparłam się delikatnie o ścianę, jedną dłonią wykonując wdech i wydech. Pomału zaczęłam odzyskiwać siły.
***
- Rany, w życiu nie jadłam tak pysznej pizzy. - jęknęłam, wydając z siebie dźwięki zadowolenia, oraz masując swój brzuch.
- To moja ulubiona pizzeria. - podkreślił chłopak. Wpatrzony był w pudełko po jedzeniu. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jaki był cholernie przystojny. Dzisiaj jego włosy stały wygięte w różne strony, na żelu, być może dlatego, że dziś naprawdę skupił całą uwagę, na wyjściu  z ośrodka. Pełne, malinowe usta, oblizywał co jakiś czas, a ja nie mogłam powstrzymać się od przygryzienia wargi.
- Justin..
Spojrzałam na niego ponętnie. Uniósł brwi w zaciekawieniu, odrywając się od czytania opisu pizzy. Wstałam od stołu, wysuwając wskazujący i środkowy palec, na blat. Stworzyłam z nich "nogi", idące w stronę szatyna, wciąż nie odrywając od niego wzroku.
- Mówisz, że będziesz spał w ośrodku. Ale teraz, nie ma sensu, abyś tam wracał. Jest zbyt późno - szeptałam pożądliwym głosem, docierając palcami, do jego ciała i idąc nimi wzdłuż jego ramienia.
- Ale..
- Muszę ci coś pokazać. - szepnęłam pochylając się i przygryzając jego płatek ucha. Justin, wyczuwając aluzję, złapał moją dłoń, wstając od stołu. Wysunęłam się na prowadzenie, ponętnie kręcąc przed nim biodrami. Prowadząc go do sypialni, odwróciłam głowę w połowie, przygryzając wargę i puszczając mu jedno oko.
Chłopak, nie wytrzymując, puścił moją dłoń, przybliżając się i łapiąc mnie w tali od tyłu, oraz wpychając do sypialni. Pisnęłam zadziwiona, gdy przygniótł mnie swoim ciałem do ściany, łącząc nas w namiętnym pocałunku. Uderzył dłońmi w ścianę między moją głową, tym sposobem, nie dając mi uciec.
A kto powiedział, że chcę uciekać?
Zachichotałam, wkładając w pocałunek jak najwięcej siebie. Dłońmi wędrowałam po jego koszuli, opinającej tors chłopaka.
Wsunął ręce pod moje nogi, unosząc mnie, a ja oplotłam je wokół jego pasa. Położyłam ręce na jego karku, mrucząc cicho w jego usta. Odpowiedział krótkim warknięciem i.. sztywnym kolegą w spodniach.
To będzie długa noc..
______________
Uff, zrobiło się gorąco, hahaha! :) Muszę Was poinformować, że zbliżamy się pomału do końca naszej historii.
Mam nadzieję, że nie zawiedzie Was końcówka, pomimo tego, że będzie smutna. ( Nie ukrywam )
Przepraszam, że tak długo czekaliście na ten rozdział, ale naprawdę, nie daje sobie już rady :( Koniec maja, prawie koniec roku szkolnego, to też dużo sprawdzianów, wystawianie ocen i teraz niestety jest najgorszy okres w szkole.. :/
A co słychać u Was? ♥
Chętnie poczytam w komentarzach. <3
Ps. Dziękuję za 11 ostatnich!
~ Drew.
xxx

Nie sprawdzany rozdział.

niedziela, 11 maja 2014

`Angels Do Not Die Yet` rozdział. 22

Angel's POV.
Chodź minął miesiąc, odkąd Justin oficjalnie wyznał mi miłość, ja wciąż nie odpowiadałam na jego "kocham Cię". Pewnie Cię to zadziwi, ale nie byłam do końca pewna uczuć, co do tego chłopaka. Owszem, ufałam mu i wiem, że przeżywając z nim swój pierwszy raz, nie popełniłam błędu. Po prostu czuję, że muszę w stu procentach być tego pewna, aby wreszcie mu odpowiedzieć.
- Angel! - krzyknął znany mi głos, a ja wychyliłam głowę poza drzwi mojego pokoju. - Chodź. - zawołał, wskazując dłonią, a ja uśmiechnęłam się szeroko. Następnie odwrócił się tyłem do mnie, rozmawiając z wysokim mężczyzną, prawdopodobnie dyrektorem tej placówki. Justin mówił, że widziałam go tylko raz przed zniknięciem pamięci, więc tylko przypuszczam.
Zaczęłam biec, rozpędzając się i wskakując na plecy Justina. Ten zakołysał się nieco, jednak, chwycił mnie za uda, podtrzymując i wybuchając śmiechem. Zawtórowałam mu, jednak, gdy zauważyłam zimne oczy mężczyzny, wpatrujące się w nas z mordem w oczach, gula stanęła w moim gardle, a ja sama zsunęłam się z Justina, poprawiając ubrania.
- Jesteście niepoważni. Proszę zachowywać się godnie, jak na ośrodek przystało, a nie, jak na placu zabaw. - moje spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem dyrektora, a wtedy, jakby czas się zatrzymał. Otworzyłam usta ze zdziwienia, cofając się krok w tył.
To..To niemożliwe.
- David, muszę Ci o czymś powiedzieć.. - kobieta zagryzła wargę, powstrzymując ledwo uśmiech, wkradający się na jej tak młodą i tak piękną twarz. Od samego rana była cała w skowronkach, widział to w jej oczach, zresztą nie tyle co po wyglądzie, a po sposobie zachowania. Chodziła, jakby nosiło ją stado motyli na swych grzbietach, a jej kroki były delikatne, przepełnione pełnią życia. Usiadł wygodnie w swoim fotelu, w ich wspólnym mieszkaniu, oraz podziękował za gorącą herbatę, którą podała mu jego dziewczyna, Alissa. 
- Więc jaka to nowina? - zapytał, nieco zmęczony już tą dzisiejszą gierką, od czasu, kiedy wyszedł rano na uczelnię, jego dziewczyna zachowywała się naprawdę dziwnie i miał pomału dość tych zagrywek, oraz radosnego podrygiwania, gdy kręcił się wokół niej, ucząc się. Alissa wreszcie wpuściła uśmiech na twarz i przysiadła się, bliżej Davida, chwytając jego dłoń i splatając wspólnie ich palce. 
- Kochanie.. Będziemy mieli dziecko. - ostatnie zdanie, niemal wypiszczała z siebie, zaraz po tym, wybuchając radosnym, pełnym szczęścia śmiechem. Objęła jego szyję swoimi dłońmi, wtulając w siebie i cicho wzdychając. 
- Co?! Ale..Jak to.. Jak? - brązowowłosy spojrzał zdezorientowany na blondynkę, niemalże wypalając w jej brzuchu dziurę. Był prawie pewny, że się przesłyszał i, że zaraz jego dziewczyna to wszystko poprawi.
- No, tak! Jestem w ciąży! - ponownie pisnęła, klaszcząc w dłonie i zagryzając wargi z podniecenia. 
- Ale jesteś tego pewna? - jego głos ponownie był niepewny, a on sam potarł ramiona, spoglądając wszędzie tylko nie w oczy dziewczyny. 
- Tak! Będziesz ojcem! - krzyknęła ponownie rozentuzjazmowana, ale gdy jej chłopak nie odpowiadał, jej radość została stłumiona, a zastąpiła ją niepewność, strach i zdenerwowanie.  Wstała, próbując jakoś dotrzeć do jego w tym momencie pociemniałych tęczówek, ale nie potrafiła nic z nich wyczytać, dlatego wreszcie się poddała, wyrzucając ramiona w górę i z rozpaczą, mówiąc.
- David? Wszystko w porządku?
- Tak, tak.. Tylko, muszę..Muszę się przejść, Alisso. Po prostu, to dla mnie trochę.. Szok. Wiesz, nie codziennie dowiadujesz się, że będziesz czyimś .. tatą. - odparł, spuszczając zmieszanie wzrok, a następnie wstał i podszedł do wieszaka, gdzie wisiała jego kurtka, oraz założył ją na swe ramiona, posyłając ostatnie spojrzenie Alissie. Odwrócił się, chwytając za klamkę.
- Niedługo wrócę. - szepnął, wychodząc i pozostawiając ją w okrutnej ciszy, gdzie wszystkie myśli, związane z jej obawami, wymieszały się tworząc jeden wielki burdel.
Obiecał, że wróci. 

Nie wrócił. 
To niemożliwe, niemożliwe.
- David? - szepnęłam cicho w jego stronę, a źrenice poszerzyły się naturalnie.
- Dyrektor David Parks. Dyrektor Parks. - warknął, a ja zakryłam ręką, usta. Czy to możliwe? Czy on mógłby być moim ojcem?
Nie potrafiłam się więcej odezwać. Justin posłał mi zdziwione spojrzenie, a ja tłumiąc oszołomienie, ruszyłam przed siebie, nie zwracając uwagi, na wołającego Justina, oraz niemiłe uwagi dyrektora. A może raczej mojego ojca?
Weszłam do pokoju, trzaskając drzwiami i rzucając się na łóżko. Myślami powróciłam do wspomnienia, a w głowie natychmiast rzuciło się niesamowite podobieństwo tych dwóch..A może jednej i tej samej osoby.
- David Parks.. - szepnęłam cicho do siebie, a moje serce zaczęło bić, jak oszalałe. - Mój ojciec.
- Dyrektor placówki osób chorych. Świetnie. - zironizowałam, krzycząc w poduszkę. Nie potrafiłam jednak uronić łez. Czułam jedynie wściekłość. Tylko wściekłość. Jak mogłam płakać, kiedy zostawił moją matkę, samą, w ciąży?! To nie był ojciec. To bydlak, bydlak który nigdy nie powinien mieć dzieci.
Moje ręce zgniotły się w pięści, a mną samą wstrząsnęły dreszcze. Tyle mieszkałam z nim, w jednym budynku, nie wiedząc nawet, że ten skurwiel, jest moim ojcem.
- Nienawidzę Cię! - wrzasnęłam, wstając i uderzając ręką w ścianę. Ni stąd ni zowąd, moje oczy przestały wyostrzać obraz, przez co stał się zamazany, a moje ciało zaczęło słabnąć. Upadłam na kolana, czując, jak jest mi cholernie nie dobrze. Zaczęłam głośno dyszeć, próbując doczołgać się do łazienki.
Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Nigdy w życiu, nie miałam podobnych zjawisk.
W tym właśnie momencie, drzwi się otworzyły, ukazując w progu zdezorientowanego Justina.
-Angelika! Co Ty do cholery jasnej, robisz! - krzyknął, podskakując i w mgnieniu oka, znajdując się obok mnie.
- Justin..Nie dobrze mi. - mruknęłam, łapiąc się za brzuch. Szatyn, nie wiele myśląc, podniósł mnie, zaprowadzając do łazienki i ustawiając przed ubikacją. - Justin, wyjdź.
Chłopak posłusznie zrobił to, co trzeba, a ja zwymiotowałam, czując, jak dopada mnie dodatkowo atak duszności. Zaraz po wyrzuceniu z siebie wszystkiego, zaczęłam niepohamowanie kaszleć, czując, jak wypluwam niemal płuca. Podeszłam resztkami siły, do umywali płucząc twarz i ręce. Następnie, wtuliłam się w ręcznik, starając się opanować kaszel.
- Angel, w porządku? - zapytał niepewnie, wchodząc. Zastał mnie w takiej pozycji, ale nie podszedł bliżej. Gdy mój oddech się wyrównał, odwróciłam się w jego stronę, zdezorientowana.
- Co to kurwa było?!
***
- Nie mogę w to uwierzyć. - szatyn, przeczesał ręką, swoją stojącą grzywkę, a ja oparłam głowę o jego ramię. Objął mnie delikatnie, składając pocałunek na moim czole.
- Ja też nie. - westchnęłam, wpatrując się w nasze stopy.
- I co zamierzasz teraz zrobić?
- Nie mam pojęcia. - odparłam, głośno wzdychając. Przez mój umysł przepływały różne myśli, ale nie potrafiłam ich skupić w całość. Nie mogłam zrozumieć, jak długo tu mieszkałam z własnym ojcem.
Wstałam, podchodząc do szafy i wyciągając z niej torbę. Justin uniósł brwi w zaciekawieniu. Nie spoglądając na niego, chwyciłam pierwszą lepszą rzecz i złożyłam ją w kwadracik, chowając do walizki.
To samo zrobiłam z drugą i trzecią, nie zwracając uwagi na wyczuwalne spojrzenie szatyna.
- Co robisz? - zapytał, podchodząc bliżej i wyrywając mi z ręki ubranie.
- Wynoszę się stąd, Justin.
_____________________
Krótki rozdział, ale musicie mi to wybaczyć, ponieważ starałam się go dodać jak najszybciej. :)
Co sądzicie o tak gwałtownej decyzji Angeliki? Czy siedemnastolatka poradzi sobie sama? A czy Justin jej pomoże? :D
Wow. Dyrektorem jest jej ojciec, który ją porzucił. Myślicie, że on wie, iż to jest jego córka? :D
Czekam na Wasze komentarze i dziękuję za ostatnie 18! To dla mnie wiele znaczy, naprawdę <3
Do kolejnej notki!
~ Drew.
Muszę polecić pewnego bloga, dziewczyna jest niesamowita:
ineedangelinmylife.blogspot.com
oraz:
heartbreaker-justinandmelanie.blogspot.com

czwartek, 24 kwietnia 2014

`Angels Do Not Die Yet.` rozdział. 21

Angel's POV.
Nie mam pojęcia, co o tym wszystkim myśleć. Dwa dni temu się całowaliśmy, myślałam nawet, że on uznaje nas za parę, czy coś, a tu zachowuje się tak, jak wcześniej. Kurde, nie ogarniam tego gościa i to tak cholernie mnie denerwuje. No, bo pocałunek, to jednak coś, tak? Nikt mi nie powie, że nie. A może? Cholera, skąd mam w ogóle wiedzieć, że on coś do mnie czuje? Zachowuje się, jak dupek. Tak. Idę mu to powiedzieć.
Wstałam, czując, jak moje ciśnienie się podwyższa, przez co musiałam podeprzeć się ściany. Jezu, ostatnio mnie to denerwuje.
Wyszłam z pokoju, szukając wzrokiem szatyna. Stał na korytarzu, rozmawiając z Jade. Gdy oboje mnie zauważyli, przestali rozmawiać, co nieco mnie zdenerwowało. Pewnym krokiem, podeszłam do nich, spoglądając proszącym wzrokiem, na czerwonowłosą.
- Przepraszam, mogę z nim pogadać? - zapytałam niepewnie, pocierając ręką, o ramię. Trochę niezręcznie.
- Jasne, Angel. Nie ma sprawy. - posłała mi delikatny uśmiech, którego nie odwzajemniłam. Nie chodzi o to, że jej nie lubiłam, ale bardziej o to, że cała ta sytuacja mnie przytłaczała. Dlaczego wszyscy, zachowują się, jakbym była jakaś zła?
- Co się stało? - Justin zapytał, widząc na mojej twarzy zmieszanie i zdezorientowanie. Och, więc teraz potrafisz się martwić.
Podparłam się nogą, o ścianę, powodując tym ciche uderzenie, ale zignorowałam to. Miałam już naprawdę dość, bawienia się w kotka i myszkę. No, bo.. Cholera! Przecież ja coś do niego czułam.
- Justin.. Powiesz mi w końcu w co Ty sobie grasz? - fuknąłem nagle, zadziwiając samą siebie, taką stanowczością. Chłopak uniósł brew w zaciekawieniu, dając mi tym znak, abym kontynuowała.
- Czyli według Ciebie, nic się nie wydarzyło, tak? To był tylko przelotny pocałunek. A co tam, yolo, przecież z każdą możesz tak, prawda? - wyrzuciłam ręce w górę, już nie kontrolując głośności swojego głosu. Szatyn, próbował mnie uciszyć, palcem na swoich ustach, lecz nie robiłam sobie nic z tego. Co to ma znaczyć? Jeszcze ma czelność, mnie przyciszać.
- Angel, to jest zbyt skomplikowane. Nie możemy.. Ja.. Ty nie możesz. - westchnął, drapiąc się po karku, powodując tym jeszcze większe rozwścieczenie.  Dlaczego nie pomyślał o tym, zanim to wszystko zainicjował? Czy on myśli, że ja jestem jakąś kukiełką do zabawy?!
- Justin, jesteś świnią. Dlaczego mi to robisz, co? Kurwa, przecież mam uczucia. To, że kiedyś byłam, jaka byłam nie oznacza, że możesz mnie traktować jak lalkę! Nie jestem niczyją zabawką, rozumiesz?! - krzyknęłam, a moje echo odbiło się kilka razy na korytarzu. Nie zwracałam na to uwagi. No, bo niby jak? Patrzę w jego oczy i nie widzę nic innego, oprócz zażenowania.
- Angelika, to naprawdę nie tak, jak sobie to wszystko poukładałaś. Nie możemy ryzykować, że dyrektor się o tym dowie, rozumiesz?! Oboje będziemy skończeni. Nie mam prawa, robić tego.. co zrobiłem. - warknął, ciągnąc nerwowo za końcówki swoich włosów. Moje oczy rozszerzyły się do granic niemożliwości.
- I myślisz o tym, dopiero teraz?! Wiesz co?! Pierdol się, człowieku. Jesteś najgorszym śmieciem, jakiego znam. - wysyczałam, odwracając się i spoglądając ostatni raz w jego stronę. Moje serce, nie powiem. Zakuło. Po co to wszystko było?! Po co mnie całował i po co, dawał nadzieję, że my.. Że my może razem.
Ale czego ja się spodziewałam?! Że co? Że będę teraz nagle szczęśliwa?
- To nie w Twoim stylu - szepnęłam sama do siebie, kierując to do Boga.
Wybiegłam z ośrodka, zaciskając mocno powieki i kontrolując siebie przed wybuchem. Nie mogłam tego zrobić przy nim, ale samotnie, owszem.
- Angelika, poczekaj! - zrozpaczony głos, niósł się po mojej głowie. Nie miałam ochoty, więcej z nim rozmawiać, a więc skręciłam do najbliższego lasu, starając się go zgubić. Gdy wreszcie wyczułam, że jest w porządku, usiadłam po turecku na trawie, rozglądając się wokoło. Jak na złość, słońce świeciło niemiłosiernie, a przecież w filmach zazwyczaj w takich sytuacjach, leje deszcz.
Pojedyncza łza, wydostała się spod mojego oka. Nie zrozumcie mnie źle, nie staram się użalać nad sobą, jak mi to nie jest ciężko. Po prostu nigdy nie czułam czegoś tak silnego, a przynajmniej mi się tak wydaje, a teraz, gdy wszystko miałoby być dobrze.. Jest gorzej. O wiele gorzej.
Nim się obejrzałam, jedna łza ustąpiła miejsce, kolejnym, aż wreszcie nie kontrolowałam tego, co robiłam.
Nie mam prawa, robić tego.. co zrobiłem. Co mam przez to rozumieć? Że mam tam wrócić i wszystko będzie jak dawniej?
Nie. Nie będzie.
- Nie płacz. - cichy głos, tak bardzo mi znany, odezwał się nagle ni stąd ni zowąd. Przez moje ciało przeszedł dreszcz, a ja instynktownie odepchnęłam go od siebie, wstając i wycierając resztki łez.
- Angel, ja naprawdę.. To nie jest tak, że ja nic nie czuję, po prostu. - mruknął, przerywając co jakiś czas. Spuściłam głowę, pozwalając kosmykom moich włosów opaść na twarz.
- Pierdolę to. Niech się dzieje co chce. - wypalił, a zarz po tym, zostałam przyparta do drzewa. Jego usta, odnalazły moje, łącząc się i rozbudzając we mnie, na nowo falę wszystkich możliwych uczuć. Zabrzmi to tanio, ale smutek i złość, przeminęła, gdy wszystkie rany, zakleił jednym pocałunkiem. Pogłębiłam to, starając się, jak najbardziej wlać w to, to co czuję. Nie zorientowałam się, gdy jego dłonie, zjechały na krańce mojej koszulki. Delikatnie, zaczął ją ze mnie ściągać, a ja zrobiłam to samo, z jego. Chwycił mnie za biodra, kładąc na trawie, najdelikatniej jak się dało. Przerwał, nabierając więcej powietrza, a następnie pochylił się nade mną, brutalnie wpijając się w moje wargi. Cholera..
Przejechał rękoma, po moim nagim brzuchu, delikatnie go masując, a następnie zjechał nimi, na wcięcie w mojej talii, lekko je szczypiąc. Poczułam, jak moje policzki się rumienią, więc, aby to zignorować, położyłam własną dłoń, na jego policzku, gładząc go lekko. Chłopak uśmiechnął się łobuzersko, wsuwając wolno rękę za pasek moich spodni. Odczepił go, dłonią. Poruszyłam się nerwowo, jednak nie przerwałam tego. Nie chciałam przerywać.
Chłopak warknął cicho w moje usta, gdy zmieniłam nasze pozycje, tak, że teraz to ja siedziałam na nim, dociskając jego krocze do swojej kobiecości. Instynktownie, poruszyłam się w przód i w tył, wprawiając go tym w osłupienie. Jezu, jak on zbladł. Zrobiłam coś nie tak?
- Angel.. - mruknął, zaraz po tym puszczając wiązankę przekleństw. Uśmiechnęłam się pewnie, wiedząc, że chyba jednak nie. Położył dłonie na moich biodrach, poruszając mną samemu, przez co zagryzłam wargę, widząc rozkosz, rozchodzącą się po jego twarzy.
Poczułam, że robi mi się naprawdę gorąco. Jezu tego chcesz? Tak chcę. O mój Boże, ja tego chcę.
Szatyn pozbawił mnie dolnej części ubrania, zostawiając mnie jedynie w majtkach i staniku. Oblizał wargi, mierząc mnie wzrokiem.
- Taka piękna. - westchnął, obracając nas i ściągając z siebie spodnie. Poczułam się onieśmielona,gdy jego bokserki, cóż.. Były nieco.. Za duże?
Delikatnie ułożyłam dłoń, na jego przyrodzeniu, przez bieliznę i ściskając go. Justin mruknął coś niezrozumiałego. Nim jednak, zaczęłam cokolwiek robić, chłopak ponownie przejął inicjatywę, składając mokre pocałunki w czułym punkcie mojej szyi. Jęknęłam cicho, nie zdobywając się na nic innego. Jego ręce powędrowały w stronę moich piersi, jednak, nie ściągnął on stanika. Czule, pomasował je, składając na każdej z nich krótkiego całusa. Zachichotałam, widząc jego troskliwą minę. Jezu poważnie? Opiekuje się moim piersiami?
Dłonie, zsunęły się niżej, ściągając ze mnie ostatnią rzecz, zasłaniającą  moją kobiecość, jego głodnym oczom.
Jezu, przecież jesteśmy w lesie. No to co?
- Piękna. - szepnął, kładąc na niej dłoń i potęgując u mnie rozkosz, jaką było dotknięcie łechtaczki. Krzyknęłam cicho, a Justin stłumił to swoim pocałunkiem. Moje ręce, zsunęły z niego bokserki, ukazując go w stroju naturalnym. Zakryłam twarz włosami, starając się jakoś nie zarumienić. Chłopak zaśmiał się, powodując tym, spotkanie mojego kobiecego miejsca, z jego przyrodzeniem. - O mój Boże. - sapnęłam, uderzając rękami w trawę.
Nie potrafiłam opisać uczuć, jakie mną wtedy rządziły. Chciałam, żeby to zrobił teraz i to już.
Nie musiałam długo czekać.
- Będę delikatny, obiecuję. -  szepnął, składając pocałunek gdzieś za moich uchem i jednocześnie, pochylając się nade mną. Starałam się, maksymalnie rozluźnić moje mięśnie.
Gdy jego penis, wszedł główką, krzyknęłam głośno, a Justin ponownie zamknął krzyk swoimi ustami. Wolno, przedostał się naprzód, powodując tym, delikatny, jednak możliwy do zniesienia ból. Spojrzał na mnie niepewnie, a gdy oplotłam go nogami w pasie, nieco przyśpieszył.
- Justin.. - warknęłam, przyciskając go do siebie i robiąc mu niemałą krzywdę paznokciami, na jego plecach.
To, co wtedy się czuje, jest nie do opisania. To trzeba po prostu przeżyć.
Jego pchnięcia były pewne, szybkie i stanowcze. Nie potrafiłam opanować własnych jęków, więc po prostu wpiłam się w wargi chłopaka.
- Jezu.. - wydostało się z moich ust, nim zdążyłam to pohamować. Justin, właśnie wprowadzał mnie w stan, w jakim nigdy w życiu nie byłam. Nie dziwcie mi się, że cóż..
- Justin! - krzyknęłam, gdy jego ostatnie pchnięcie, spowodowało, iż oboje doszliśmy w tym samym momencie.
Chłopak upadł na mnie, głaszcząc mnie po włosach i jeszcze cicho postękując. Na mojej twarzy, ujawnił się grymas rozkoszy, a ja sama jeszcze cicho powtarzałam jego imię, mimowolnie.
Nasze oddechy chodź wciąż nierówne, powoli wracały do swojego normalnego stanu. Otworzyłam oczy, rozglądając się dookoła i napotykając delikatnie uśmiechniętą twarz Justina.
- Zapomniałem Ci powiedzieć. - szepnął. - Kocham Cię.
Moja twarz, z ogromnym uśmiechem opadła na jego klatkę piersiową.
***
Zaraz co.. Czy.. Ja TO zrobiłam? W lesie?

Cofnij.. On mnie kocha?!
_______
Chyba moment, na który większość czekała. : >
Wena mnie opuszcza..
~ Drew.

środa, 16 kwietnia 2014

`Angels Do Not Die Yet.` rozdział. 20

Angel's Pov.
- Cholera.. - warknęłam pod nosem, ciągnąc za końcówki jego włosów. Nie potrafiłam się uspokoić, co działało pobudzająco na Justina, który.. Cóż. Napierał na mnie swoją męskością.
- I Ty mi to mówisz. Spójrz w dół i zobacz, co narobiłaś. - szatyn zaśmiał się, kiwając głową. Przymknęłam powieki, czując, jak dalej przygniata mnie do ściany, w powietrzu, a ja dalej oplatam swoje nogi wokół jego bioder.
- Uwierz mi, że czuję. - również się zaśmiałam, lecz było to raczej niezręczne. Zakryłam twarz włosami, starając się jakoś nie zaczerwienić, ale było to naprawdę trudne. Nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć i bałam się również, o czym teraz może myśleć Justin. To było tak nagle i pojawiło się.. znikąd. Nie planowałam tego i jestem pewna, że Justin również. Dotąd nasze kontakty były czysto przyjacielskie, ale gdy jego wargi, dotknęły moich.. Świat po prostu zaczął tańczyć we własnym rytmie. Zanim zdążyłam się zorientować, wyjąkałam cicho jego imię.
- Justin..
Chłopak nie zwlekał zbyt długo i zaciskając ręce mocno na moich udach, połączył nas ponownie w pocałunku. Nie potrafiłam tego opanować, to było silniejsze ode mnie. Pragnęłam go, jak nikogo innego, w swoim popieprzonym życiu. Chodź nie zdawałam sobie dotąd z tego sprawy, chciałam, być już zawsze przy nim i jeśli ktoś mi go by teraz zabrał, nie pozbierałabym się po tym. To on, poskładał mnie w całość i od początku był przy mnie, bez względu na to, jak humorzasta musiałam być. Chwilowo zakręciło mi się w głowie, więc uniosłam ręce, kładąc je na szyi chłopaka, tym samym pomagając sobie pogłębić pocałunek. Mój język splótł się z językiem Justina, tańcząc  własny taniec, do którego muzykę znaliśmy tylko my.  Poczułam, jak jego ręce zjeżdżają na moje pośladki. Ścisnął je, powodując tym mój jęk, co go widocznie zadowoliło, bo uśmiechnął się łobuzersko w moje usta. Poczułam, jak odrywa mnie od ściany i przy pomocy swojej siły, unosi nad sobą, zakrywając nasze twarze moimi włosami. Nie odrywając ust, pogładziłam ręką jego policzek, przygryzając lekko wargę.
On wypuścił powietrze delikatnie ze swoich płuc, zbliżając się pomału, do łóżka. Delikatnie położył mnie na nim, pochylając się nade mną i składając kilka mokrych pocałunków na mojej szyi. Dyszałam cicho, wijąc się, pod jego pocałunkami.

Drzwi z hukiem otworzyły się, ukazując w progu chłopaka o polokowanych włosach i radosnych, brązowych oczach. Uśmiech z jego twarz zszedł, gdy zastał nas w cóż.. Niekomfortowej sytuacji.

- Ouu, shit. - przeklął pod nosem, zasłaniając część swoich ust i nosa, pięścią. Zaśmiałam się cicho, gdy Justin zmierzył go zlodowaciałym spojrzeniem.
- Jezu, Hazza. - warknął, ściskając ręce i wywracając oczami. Przyglądałam się całej tej sytuacji z rozbawieniem.
- Bro, sorry, ale gdybym tylko wiedział, że macie zamiar się pieprzyć, to wszedł bym tu później. Jakoś specjalnie nie mam ochoty się temu przyglądać. - westchnął, posyłając mi chytry uśmieszek, a ja zakryłam się kocem, krzycząc w niego jakieś przekleństwa.
Justin rzucił w przyjaciela poduszką, tym samym pozbywając się go z pokoju.
- Nienawidzę gościa. - fuknął pod nosem, kładąc się obok mnie i obejmując mnie delikatnie ramieniem. Nie odpowiedziałam. Czułam się, jak w transie. Każdy najmniejszy gest, wykonany w moją stronę, sprawiał, że mój żołądek i umysł wariował. Chciałam czuć jego ręce zawsze, chodź wcześniej przecież o tym tak nie myślałam. Wiedziałam, że darzę chłopaka jakimś uczuciem, a mimo tego, nie potrafiłam się przełamać i wykonać tego, czego przecież ewidentnie oboje pragnęliśmy. Ale czy było to zgodne z moralnością? Czy ja, pacjentka psychiatryka, mogłaby poczuć coś do własnego rehabilitanta? Jeśli tak, to co? Dlaczego nie, a dlaczego tak?
Pytania krążyły w mojej głowie, a ja dopiero po chwili zorientowałam się, że między nami od około dwudziestu minut, trwała cisza. Justin bawił się moimi włosami, robiąc z nim różne supły, a następnie je odplątując, a ja spoglądałam na sufit, bawiąc się krańcem jego koszulki. Miałam wrażenie, jakby żadne z nas nie chciało się odezwać ze względu na urażenie uczuć osoby przeciwnej. Pragnęłam powiedzieć coś, co by sprawiło, że nasza rozmowa nie będzie niezręczna, ale im bardziej próbowałam dobrać odpowiednie słowa, tym bardziej w mojej głowie brzmiało to żałośnie. Po jakimś czasie, po prostu przestałam się zastanawiać i trwając tak w ciszy, rozkoszowałam się zapachem jego męskich perfum, dochodzących do moich nozdrzy. Musiałam przyznać, chodź nie jestem znawczynią perfum, to te były po prostu idealne. Chodź może to dlatego, że należą do niego?
Mogłabym się nimi naćpać. Zdecydowanie.
- Żałujesz? - jego głos, wypełnił mój umysł, najpierw uderzając w bębenki, a następnie rozprzestrzeniając się po głowie i powodując tym zamęt. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, aby powiedzieć dobrze. Bałam się, że Justin nie czuje tego samego i zbłaźnię się, mówiąc, że tak. Co jeśli, on zrobił to spontanicznie? Co jeśli, to wszystko jest po prostu przypadkiem, nic nie wartym ciągiem zdarzeń?
Spojrzałam w jego brązowe tęczówki, znajdując w nich ciepłe iskry, tańczące wokół jego obwódek. Mówią, że oczy są odzwierciedleniem duszy i to zdecydowanie pasowało, jeśli chodziło o Justina. Miałam wrażenie, jakbym zatopiła się w oceanie czekolady, przepełnionej ciepłem, bezpieczeństwem i czułością. Jego oczy wyrażały więcej niż usta, które teraz były lekko otwarte. Chłopak wciąż czekał na moją odpowiedź, a ja, chwyciłam jego dłoń, przytulając się mocno.
- Ta chwila, to moment, którego nigdy w życiu nie będę żałować, Justin. Nigdy. - szepnęłam, składając pocałunek na jego szczęce, a on uśmiechnął się szeroko, obracając nas tak, że znajdywał się nade mną.
- A więc, podobam Ci się? - zagryzł wargę, a ja zachichotałam pod nosem, na nagły atak jego pewności siebie.
- A kto Ci takie rzeczy naopowiadał? - odpowiedziałam z udawaną nutką zdziwienia. Szatyn zaśmiał się, dotykając czołem mojego czoła i spojrzał w moje oczy. Tkwilibyśmy w takim spojrzeniu, gdyby nie to, że gwałtownie docisnęłam jego usta do swoich.
Co poradzę, że tak bardzo pragnę, abyśmy byli jednością?
***
- Angel.. - chłopak mruknął, wtulając mnie w jego klatkę piersiową.
- Hmm? - zacharczałam, spoglądając na jego szczękę i gładząc jego policzek.
- Pamiętasz ten moment, kiedy nazwałaś mnie swoim aniołem? - uśmiechnął się delikatnie, łapiąc moją dłoń, oraz tworząc kółka na jej wierzchu.
Już miałam powiedzieć, że nic takiego sobie nie przypominam, ale w ostatniej chwili pozostałam cicho, odnajdując w sobie to wspomnienie.

- Myślisz.. Myślisz, że ja tutaj trafiłam specjalnie? To znaczy.. On <Bóg> chciał, abym tutaj się znalazła?
- Myślę, że chciał Ci pomóc. - chłopak dotknął mojej ręki i pogładził ją delikatnie w miejscach, gdzie znajdowały się rany.

- A Ty masz być moim aniołem? - zaśmiała się cicho, a ja jej zawtórowałem. Widać było, że ta sytuacja, obojgu nas skrępowała.
- Tak, myślę, że mogę być Twoim aniołem. - sapnąłem, śmiejąc się nieśmiało, a ona mrugnęła do mnie porozumiewawczo.

- Pamiętam. - szepnęłam, rumieniąc się. Tak, jak ja mogłam palnąć taką głupotę.
- Widzisz. - zaczął, składając pocałunek na moim uchu i zjeżdżając nieco niżej. - Tak naprawdę, to Ty jesteś moim Aniołem.
_____________
Piętnaście komentarzy i w dodatku w każdym takie piękne słowa. Jesteście kochani <3
Dziękuję Wam, za tyle miłych słów :3 Rozdział miał pojawić się pojutrze, ale nie będę opóźniać, skoro już napisałam. :D
Co sądzicie?
Aww, momenty Jangel, są słodkie, nieprawdaż? :D
Kurczę, gdybym tylko sama miała takiego Justina, noo : >
Ask: http://ask.fm/lovemekissmeeee
Do następnego, pyszczki ;*
~ Drew.

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

`Angels Do Not Die Yet` rozdział. 19

Angel's POV.
- Justin, myślisz.. Myślisz, że ona też za mną tęskni? - mój głos, załamywał się coraz bardziej, gdy wypowiadałam ostatnie słowa. Nie kryłam chęci rozpłakania się, ale moje oczy pozostawały suche, dopóki znajdowałam się wśród ludzi. Wracaliśmy właśnie na nogach z cmentarza, ponieważ ostatni autobus nam uciekł dokładnie kilka minut temu. Nie wiedzieć czemu, Justin trzymał mnie za dłoń i splótł nasze palce, ale szczerze mówiąc, nie przeszkadzało mi to i nie zwracałam specjalnie uwagi, na to, że nie wyglądamy wcale, jak przyjaciele. Moje myśli błądziły, gdzieś koło mojej mamy. Starałam się wyobrazić, że jest tam u góry i pomimo rozczarowania, że nie mogę jej zobaczyć, wiedziałam, że ona widzi mnie i to podnosiło mnie na duchu.
***
- Przynieś mi piwo! - krzyknął czyiś męski głos, a ja widziałam, jak mała dziewczynka o brązowych oczkach i krótkich, brązowych włoskach, podeszła do mężczyzny w średnim wieku. Jej ciało trzęsło się, a jej rączki pokrywały liczne siniaki.
- Nie ma już.. - szepnęła cichutko, modląc się o to, aby tego nie usłyszał. Mężczyzna powiódł dłonią od dołu pleców, do jej jeszcze nie wykształconej pupki i przyciągnął do siebie gwałtownie.
Małą, od razu zamulił, śmierdzący odór alkoholu, ale dzielnie trzymała się na nogach, pomimo tego, iż wiedziała co się stanie. Czarnowłosy, uderzył ją w policzek, sprawiając tym samym, że dziewczynka nie wytrzymała i upadła na kolana, chowając głowę. Uderzenie, było na tyle silne, aby na chwilę ją oszołomić, ale nie na tyle, by zemdlała. 

Nim spróbowała się podnieść, otrzymała kolejny cios, tym razem z pięści w brzuch, co po prostu znokautowało małą Angel, której łzy wyciekały strumieniami na podłogę. 

Chwyciłam się gwałtownie za brzuch, zginając w pół i niemalże krzycząc. To niewiarygodne, ale dokładnie w tym samym momencie, kiedy trwał jeden z moich wspomnień, poczułam dokładnie ten sam ból. Łzy skumulowały się w ciągu kilku sekund i już po chwili wypłynęły na zewnątrz, a obraz małej dziewczynki, dał się zastąpić obrazem teraźniejszej mnie.
- Angelika! - krzyknął Justin zszokowany, pochylając się nade mną i łapiąc mnie za biodra.
Jęknęłam głośno, gdy ból ten przerodził się w lekkie łaskotanie u dołu. Pot, pojawił się na górze mojego czoła, a ja sama stałam przez chwilę zamglona.
- Wszystko w porządku, Angel? - zapytał, prowadząc mnie do najbliższej ławki i usadawiając mnie na niej. Ciemne chmury, wciąż znajdowały się nad miastem, chodź już nie padało.  Nie odezwałam się ani słowem, gdy chłopak dotknął delikatnie mojego brzucha i pomasował. Zagryzłam wargę, starając się usunąć obraz tego obleśnego mężczyzny, który - prawdopodobnie się mną opiekował.
- Hej.. Odezwij się. - Justin pogłaskał mnie po włosach, a ja starłam resztki łez z kąciku oczu. Nie mogłam wydusić z siebie ani słowa, a ilekroć chciałam, w moim umyśle pojawiała się pięść, wisząca tuż nad moim gardłem.
Zaczynałam coraz bardziej rozumieć, dlaczego trafiłam do tego ośrodka i skąd znalazły się te okropne rany na nadgarstkach. Czułam, jak całe moje ciało trzęsie się z przerażenia i osłupienia.
- Angelika, proszę. - szepnął, obejmując mnie jednym ramieniem, a ja podskoczyłam gwałtownie, odpychając go od siebie.
Justin uniósł mój podbródek, starając się spojrzeć w moje oczy i wreszcie, gdy mu się to udało, zobaczyłam w jego czekoladowych tęczówkach strach. Zamrugałam kilkakrotnie, starając się wreszcie, "rozwiązać" swoje gardło.
- Przepraszam.. - szepnęłam cicho, wtulając się w tors chłopaka. Justin nie odpowiedział, a jedynie schował moją głowę w zagłębieniu jego szyi. Wtedy, nie kontrolowałam już łez. Moczyłam jego koszulkę, słoną cieczą, a chłopak delikatnie mierzwił moje włosy.
Nie potrafiłam opisać i obrać w słowa tego, co czułam. Uczucie strachu, przerażenia i osłupienia w jednym. Wspomnienie te uderzyło mnie, tak nagle, że po prostu związało mi gardło i nie pozwoliło mówić.
Gdy wreszcie się od niego oderwała, pierwszy, odezwał się Justin.
- Wtedy też tak było..- szepnął i pochwycił moją dłoń, splatając ją ze swoją, a ja poczułam, jak w moim brzuchu eksplodują miliony małych motyli.
- Jak? Kiedy? - zadawałam pytania, a on westchnął głośno, opornie na nie odpowiadając.
- Gdy pierwszy raz znalazłaś się w ośrodku.. Ten wyraz twarzy. Miałaś dokładnie taki sam.. - szepnął, a w jego oczach ponownie skumulował się strach, oraz ból.
- Nie zmieniałaś go i zawszę chodziłaś z tą miną.
Oddychałam ciężko, wpatrując się w chłopaka. Nie przypuszczałam, że aż tak bardzo się przestraszy.
- Bałem się.. - zaczął. - Bałem się, że znów będzie to samo. Że znowu się nie odezwiesz i zamkniesz w sobie, a wtedy straciłbym wszystko, nad czym oboje pracowaliśmy. - szepnął, a ja zarzuciłam mu ręce na szyję, tym samym przyciągając go bliżej siebie i przytulając mocno. Jego głos, był na skraju załamania, gdy skończył mówić, co doprowadziło mnie do jeszcze gorszego stanu.
Nie chciałam, aby się bał. Ale nie potrafiłam mu obiecać, że pamięć, która z pewnością wróci, a w sumie to już powraca, nie zmieni mnie całkowicie.
Właściwie, teraz dopiero był początek, tego, co ma nadejść, a mianowicie wspomnień, które należą do mnie, nie do nikogo innego.
- Bałem się, że Cię stracę. - szepnął, wprost do mojego ucha, a po moim ciele przeszedł dreszcz. Jakkolwiek tanio to zabrzmi, zależało nam na sobie, a nasza więź, chodź zaczęła się nie ciekawie, ma jeszcze szansę, na rozwinięcie swoich skrzydeł.
- Nie stracisz mnie. - odparłam, pewna tego, że na pewno nie będę się poddawać i nie będę zatracać się w tym co było. Z całych sił będę próbować zacząć od nowa, a jeśli się chce, to już połowa sukcesu, prawda?
Uśmiechnęłam się nieśmiało w stronę Justina, a on mrugnął do mnie okiem, dając tym samym znak, że wszystko już jest w porządku. Wstałam, ciągnąc chłopaka za rękę i wtulając się w jego bok. Tak idąc, nie mówiliśmy o niczym, bo miałam wrażenie, że oboje powiedzieliśmy, jak na ten dzień, za dużo.
***
Regular's POV.
21 latek, trzymał za rękę swoją podopieczną siedemnastolatkę, gdy wkroczyli na teren ośrodka. Lana, nowa koleżanka Angeliki, przyglądała im się z zaciekawieniem, zaciągając się papierosem. Justin posłał jej piorunujące spojrzenie, widząc dym w korytarzu, a ta tylko wzruszyła ramionami, kiwając głową na boki i uśmiechając się szeroko. Ponownie zaciągnęła się i gdy przechodzili obok niej, dmuchnęła porządnie w ich twarz, powodując tym samym ich kaszel. Zaśmiała się, puszczając oko Angelice, a następnie zniknęła za progiem swojego pokoju.
Siedemnastolatka, chwyciła swój kluczyk w kształcie anioła i wsunęła do zamka, przekręcając go i otwierając drzwi, sobie i jej przyjacielowi. Gdy weszli do środka, Justin opadł zmęczony na poduszki, a dziewczyna odsunęła żaluzje, wpuszczając do pokoju nieco dziennego światła. Szatyn mruknął coś niezrozumiałego w poduszki, a Angel zaśmiała się.
- Justin, po pierwsze, bierz się z mojego łóżka. Po drugie, bierz te brudne buty z mojego łóżka i po trzecie, bierz się z mojego łóżka! - krzyknęła, a chłopak burknął coś pod nosem i wstając, popchnął dziewczynę na ścianę, tym samym ścierając jej uśmieszek z twarzy. Chłopak wpatrywał się z łobuzerskim uśmieszkiem, w dziewczynę, która sama nie wiedziała, jak ma się czuć. Szatyn zbliżał się do niej, a gdy usłyszał jej przyśpieszony głos, położył dłonie na jej twarzy i przyciągnął do siebie, łącząc ich w namiętnym pocałunku. Dziewczyna z początku zaszokowana, położyła dłonie na jego ramionach, pogłębiając pocałunek i przechylając głowę tak, aby Justin miał dobry dostęp. Dłońmi dotarła do końcówek, jego włosów i zaraz po tym, pociągnęła je lekko, tym samym zdobywając ciche warknięcie od chłopaka, w jej usta. Wsunął dłonie, pod jej kolana i uniósł ją na taką wysokość, aby ich twarze, znajdowały się na przeciwko siebie. Dziewczyna mimowolnie, oplotła nogi wokół jego bioder, ponownie przyciśnięta do ściany.
Oboje nie panowali nad sobą, bo teraz kierowały ich uczucia i serce, a nie umysł i rozum. Szatyn przejechał językiem po jej dolnej wardze, prosząc o dostęp, co natychmiast uzyskał i już po chwili, ich języki nie walczyły.. tańczyły, w rytm swojej własnej melodii.
To nie był zwyczajny, przelotny pocałunek. Oboje zawarli w nim, setki uczuć, skrywanych dotąd przed sobą, oraz setki pragnień, obnażonych, właśnie w tym pełnym ciepła tańcu.
Jego dłonie, jeździły w górę i w dół po jej udach, a ona ocierała się delikatnie o jego brzuch, powodując tym, falę rozkoszy u chłopaka. Gdy, w przerwie na oddech, spojrzeli sobie w oczy, nie potrafili nic powiedzieć, dlatego - ponownie złączyli swoje wargi w jedność.
________________
Chodź rozdział bardzo krótki, myślę, że zawierał to, na co czekaliście. Czyli momenty Anstin, lub Jangel <3 Hahahah, tak, jestem głupia, ale w sumie nawet podoba mi się takie połączenie :D
Jak myślicie, co będzie dalej? :D
Dziękuję za 11 (;ooo) komentarzy, pod ostatnim rozdziałem!
Kurdę, jesteście niesamowici! Mam najlepszych czytelników i tyle Wam powiem! :*
~Drew.
Jakieś pytania?
Ask: http://ask.fm/LoveMeKissMeeee


wtorek, 1 kwietnia 2014

`Angels Do Not Die Yet` rozdział. 18


Justin's POV.

- Jak zginęła? - w pokoju rozniósł się cichy szept,odbijający się w moich uszach. Otworzyłem oczy spoglądając na Angelikę, leżącą wtuloną we mnie. Mimo wszystko, ten widok mnie rozczulił. Wiedziałem, że czuję coś do tej istotki, jednak nie do końca byłem pewien, co. Podniosłem dłoń, układając ją na włosach szatynki.

- W Twoich aktach, pisze tylko tyle, że miała jakiś wypadek. - westchnąłem, wracając pamięcią do dokumentów siedemnastolatki. To była prawda, więc nic innego nie mogłem powiedzieć.
- Nawet nie wiem, czy wiedziałam o jej śmierci, gdy byłam w pełni świadoma. - Angel cicho mruknęła, przymykając powieki i zagryzając wargę. Widziałem, że walczy ze sobą, aby się nie rozpłakać.  Podniosłem się do pozycji siedzącej i objąłem ją ramieniem, gdy ta ponownie się odezwała.
- A.. - na chwilę się zacięła, a ja byłem prawie pewny, że pociągnęła nosem. - Czy wiesz, gdzie jest pochowana?
Przymrużyłem oczy, starając sobie przypomnieć, czy wiem. Na szczęście, zapamiętałem nazwę, przez co nie musiałem zaglądać z powrotem do dokumentów.
- Tak. Jej grób leży na drugim końcu miasta na cmentarzu, przy kościele św. Barbary. - odparłem, drapiąc się po karku. Dziewczyna, jak oparzona, wyskoczyła z łóżka, biorąc potrzebne jej rzeczy do łazienki i zamykając się w niej.
Wstałem, zdezorientowany, podchodząc do drzwi. Minąłem zegarek, wskazujący w tym momencie godzinę 12 i mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem. Przynajmniej oboje się wyspaliśmy.
- Wszystko w porządku?
- Tak. - bąknęła, a ja usłyszałem, jak zsuwa z siebie spodnie, oraz, jak kładzie je gdzieś obok siebie.
- Spotkajmy się za godzinę przed wejściem. - dodała, puszczając wodę pod prysznicem.
- Jak to? Gdzie idziemy?
- Zaprowadzisz mnie do mamy. - krzyknęła, przekrzykując strumienie wody, odbijające się od posadzki brodzika.
Miałem zamiar porozmawiać z nią o czymś innym, ale skoro tego chciała, nie mogłem jej tego zabronić. Wyszedłem, przygotować się do swojego pokoju.
***
W oddali zauważyłem, postać szatynki, zbliżającą się do mnie. Spojrzałem na zegarek, wskazujący godzinę 15. Wywróciłem oczami, gdy stanęła obok mnie.
- Jeśli dla Ciebie trzy godziny, to godzina, to muszę się tego nauczyć. - syknąłem, otwierając drzwi przed nią i następnie zamykając je, gdy wydostaliśmy się na zewnątrz. Ruszyliśmy w kierunku przystanku autobusowego, aby dostać się do naszego celu.
- Jezu, przestań marudzić, Justin. Wiesz, jak wyglądaliśmy po wczorajszym dniu? Moje łóżko wręcz śmierdziało. - odparła z irytacją w głosie, a ja cieszyłem się, że chociaż na chwilę dziewczyna przestała myśleć o zmarłej mamie.
- No przepraszam Cię bardzo, że Cię nie rozebrałem i nie wsadziłem siłą do wanny. - prychnąłem, na co dziewczyna zachichotała i przez chwilę mogłem dojrzeć w jej oczach, naprawdę rozbawienie. Spojrzałem przed siebie, widząc autobus, na który mieliśmy przyjść i ulżyło mi, gdy jeszcze nie odjechał.
- Chodź, szybko, bo zaraz nam ucieknie. - chwyciłem dziewczynę za dłoń i poczułem, jak między naszymi ciałami przepływają jakieś elektrody. Mimo wszystko, to było przyjemne uczucie, jakby nagle styknęły się ze sobą dwa różne światy. Można powiedzieć, ze tak właśnie jest i powiem szczerze, że ta różnica między nami, jeszcze bardziej motywowała mnie do kontynuowania tej znajomości nie tylko, na podstawie "pomocy chorej".
W ostatniej minucie, weszliśmy do autobusu, kupując u kierowcy bilety. Puściłem Angelikę przodem, aby usiadła na miejscu, a ja stanąłem zaraz obok niej, chwytając się za poręcz. Mimo nieciekawej pogody, dużo osób znajdowało się w autobusie, dlatego nie dostałem miejsc siedzących. Z drugiej strony, wcale nie narzekałem, bo miałem dobry widok na Angel. Oparłem głowę o poręcz, lustrując po raz któryś już jej urodę.
Dziewczyna również oparła swoją głowę, ale o szybę i chyba wtedy, mogłem ujrzeć jej prawdziwe oblicze. Jej oczy przyciemniły się, tworząc czarne kółka, a  brwi ściągnęły się w jedną linię, powodując tym smutny wyraz twarzy. Jej wargi co jakiś czas drgały, a nos miała zmarszczony. Wszystkie te mały elementy, chodź wydawały się nieważne, to mówiły tak naprawdę, co czuje w środku ta krucha dziewczyna. Palcami swojej lewej dłoni, przeczesała nieskazitelne brązowe, lśniące, lekko falowane włosy. Poczułem ukłucie w żołądku, gdy jej oczy, wyglądały, jak szklanki. Nie rozmawialiśmy rano o jej samopoczuciu, ale byłem pewien, że nie powinienem nawet pytać. No halo. Siedemnastolatka z zatraconą chwilowo pamięcią, nagle dowiaduje się, że jej matka nie żyje. Nie wie, jak zginęła, gdzie leży. To, jak uderzenie pioruna, w najmniejsze drzewko w lesie. Niewyobrażalna siła bólu. Nie do pomyślenia.
Przełknąłem głośno ślinę, gdy autobus mocno szarpnął, a ja ledwo co utrzymałem się na nogach.
***
- To chyba tutaj. Z tego co czytałem, to gdzieś koło tej kaplicy. - wskazałem głową, drapiąc się po karku. Rozejrzałem się dookoła, w nadziei, że jakikolwiek ksiądz stoi tu gdzieś i pomoże nam wskazać właściwy rząd.  Niestety,  nie było tutaj nikogo. Stałem tutaj sam z Angeliką, trzymając w jednej dłoni znicz, a w drugiej jeden, pojedynczy kwiat, czerwoną różę.
- Justin, Ty szukaj po lewej. Ja poszukam po prawej. Zawołaj mnie, jeśli znajdziesz. - cicho szepnęła, zmęczonym tonem. Fakt, że oboje nie wiedzieliśmy, gdzie dokładnie znajduje się grób jej mamy, był jeszcze bardziej dobijający.
Ruszyłem moim rzędem, dokładnie wyczytując imiona i nazwiska zmarłych. Kowalska Ania, Kowalczyk Zdzisław, Barszcz Elżbieta, Kotala Mateusz..
Mój wzrok co jakiś czas zmieniał położenie, analizując osoby. Spojrzałem ukradkiem na dziewczynę, która robiła to samo, więc widocznie nie znalazła jeszcze odpowiedniego grobu. Już miałem zamiar ruszyć do następnego rzędu, gdy moje oczy przykuł bardzo zniszczony grób, znajdujący się praktycznie na samym boku. Był bardzo ubogi, bo stał tam jedynie krzyż, a pod spodem, była po prostu wielka kopa starej ziemi. Przeczesałem ręką włosy czytając nazwisko "Williams" i datę śmierci. To był ten.
- Angel! Mam! - krzyknąłem, a dziewczyna zerwała się biegiem i nie wolniej niż w pół minuty, znalazła się obok mnie.
- Dziękuje.. - bąknęła. Jej ciało całe się trzęsło, ale chyba nie na to dziewczyna zwracała teraz uwagę. Burzliwa chmura stanęła nad nami, a ja odliczałem tylko, kiedy zacznie padać.
Szatynka, pochyliła się, ręką odgarniając kilka liści na bok. Postawiła obok znicz, z lekkim ociąganiem się, a następnie wyciągnęła zapałki i rozpaliła go. Zaraz po tym, położyła na kupie ziemii, najdelikatniej jak mogła czerwoną różę, a z jej ust cicho wydobyło się imię.
- Alissa.
- Moja mama. - dodała. Starałem się nie skupiać wzroku na twarzy Angeliki, ale po prostu nie potrafiłem. Czułem się okropnie, że ją tutaj przyprowadziłem, a z drugiej strony... odczuwałem ulgę.
Po policzku dziewczyny, zaczęły spływać łzy. Spuściłem wzrok, odsuwając się kilka metrów dalej. Wiedziałem, że ona teraz potrzebuje spokoju, a ja nie chciałem jej przeszkadzać. Mimo wszystko, dalej słyszałem, co mówi.
Angel's POV.
- Cześć mamo.. - zaczęłam drżącym głosem. - To ja, Angelika. Poznajesz mnie? - zapytałam cichutko. Przełknęłam głośno ślinę, kontynuując.
- O mój Boże. - Alissa, docisnęła pedał gazu, widząc, jak goni ją czas. Miała jeszcze tyle do zrobienia. Mimowolnie zerknęła w lusterko, widząc  za sobą równie szybko pędzące BMW.
- Widzisz mnie teraz z góry, wiem o tym. Więc posłuchaj mnie.
Otarłam słoną ciecz, niestety nadaremno, bo po chwili ponownie pojawiła się w okolicach moich oczu. - Widziałaś wszystko co się ze mną stało, prawda?
Uniosłam rękawy spoglądając na swoje stare rany na rękach.
- To wszystko.. - dodałam nacisk na "to", a słowa związywały mi się w gardle. - Z pewnością mi Ciebie, brakowało, wiesz? Nie wiem, jaka byłam kiedyś, ale jestem pewna, że jeśli kiedykolwiek miałam Ci za złe, że mnie zostawiłaś, to przepraszam.. Teraz już wszystko rozumiem. Chciałaś o mnie walczyć. Chciałaś, żebym wróciła do Ciebie z powrotem, prawda?
Najpierw miała pojechać do kancelarii adwokackiej w celu zdobycia papierów sądowniczych. Chciała zacząć starać się o swoją własną córkę. Chciała mieć ją znów przy sobie. Zaraz potem, musiała zdążyć na rozmowę kwalifikacyjną w sprawie pracy w biurze. Musiała jeszcze odebrać receptę na leki dla swojej sąsiadki i pędem wracać do domu, gdzie czekała jej mama. Alissa nie zwracała uwagi, na inne przejeżdżające auta. Była pogrążona we własnych myślach. Ponownie docisnęła gaz, przyśpieszając.
Pierwsza kropla deszczu zleciała mi na nos, jednak nie zwracałam na to uwagi. Zgięłam ręce w pięści, przymykając powieki.
W ostatnim momencie, kobieta nacisnęła hamulec. Niestety. Zbyt późno, aby ominąć jeden z samochodów.
- Mogłam być z Tobą teraz w domu. Mogłam nie trafić do ośrodka. Mogłam nie mieć problemów ze sobą i mogłam się nie okaleczać. Teraz byłabym prawdopodobnie ze swoją rodziną.
Ogromna eksplozja wybudziła ludzi ze swojego codziennego rytmu. Wszyscy, jak na rozkaz, wybiegli zobaczyć, co się stało.
- Ale wtedy.. Nie poznałabym Justina. - pociągnęłam nosem, czując załamujący się głos. - Justin jest moim przyjacielem, wiesz? Wspierał i walczył o mnie od samego początku.
Oczy chłopaka zwróciły się ku mnie, jednak nie zwracałam na to uwagi. Czułam, że w jakiś sposób rozmawiam z mamą. Dziwny, ale dobry sposób.
- Mówił, jak ciężko było ze mną na początku. Ale walczył, rozumiesz? Walczył o mnie. Tak, jak próbowałaś robić to Ty..
Kałuża krwi, powitała rzeszę ludzi zaciekawionych wybuchem. Nikt nie potrafił spojrzeć na to wszystko przez dłuższą chwilę. Każdy odwracał wzrok, a niektóre kobiety.. Po prostu zaczynały płakać.
- I wygrał tą walkę. Znosił moją nieznośną osobę, tą, przed utratą pamięci i ze wszystkich swoich sił, starał się zmieniać jej poglądy.  - zadrżałam, gdy teraz deszcz runął jak z cebra.
Ratownicy z miejskiego pogotowia, nie dali jej szans. Zgon, stwierdzili na miejscu.
- Pokazał mi, co to znaczy, mieć przyjaciela. Pokazał, co to znaczy, zależeć komuś na kimś. Mamo, gdybyś tutaj była..  Gdybyś tutaj tylko była. - mój głos wreszcie się załamał, a ja poczułam, jak moje nogi stają się, jak z waty.
Zachwiałam się.
- Tęsknie za Tobą.. - szepnęłam. - Tak cholernie tęsknie..
- Kocham Cię, mamo. - ostatnie słowa, były ledwo słyszalne. Przechyliłam się, czując, jak moje ciało słabnie i, że zaraz nastąpi upadek. Nim to się jednak stało, Justin złapał mnie w porę za biodra, przyciągając do siebie. Owinął ręce wokół mojej talii, a ja zarzuciłam mu swoje na ręce i najzwyczajniej w świecie, zaczęłam płakać.

Schowałam głowę w zagięciu szyi chłopaka, cicho łkając.

...


Ja Ciebie też kocham, córeczko.
________
Nie ukrywam, że rozdział nie wyszedł taki, jak chciałam. :/
Chociaż, przy ostatnich zdaniach łzy wypłynęły z moich oczu, to chciałam napisać coś jeszcze bardziej wzruszającego xd
Niestety, nie zawsze ma się ten dobry dzień, więc modlę się tylko, że spodoba Wam się taki rozdział :)
Liczę na Wasze opinie <3
Dziękuję za ostatnie osiem komentarzy pod rozdziałem!
Jesteście cudowni <3.
~ Drew.