niedziela, 22 czerwca 2014

`Angels Do Not Die Yet`. rozdział. 27

Justin's POV.
pięć  miesięcy później. 
Każdego dnia bacznie się przyglądałem. Wiedziałem, że coś jest nie tak pomimo tego, że ciągle przekonywała mnie, iż tak ma być. Była coraz bladsza, posiadała coraz mniej sił. Najprostsza czynność, taka jak, uniesienie ręki sprawiała jej trudność, ba.. powiedziałbym nawet, że okropny ból. Mimo tego, ile razy ją pytałem o co tak naprawdę chodzi, zbywała mnie pocałunkiem oraz zmianami tematu. Co mogłem zrobić? Codziennie modliłem się do Boga o pomoc. Każdego dnia. W każdym miejscu, prosiłem o zdrowe dziecko. O zdrową dziewczynę. O zdrowie dla nas wszystkich oraz o przebieg porodu bez komplikacji.
Wpatrywałem się w te tak dobrze mi znane brązowe tęczówki i czasami nie potrafiłam pohamować łez. Widziałem w nich cierpienie, chodź wcale tego nie okazywała. Widziałem, że dusiła w sobie coś, czego nie chciała mi powiedzieć. Poza miłością, widziałem w niej te drugie dno. Ilekroć ją całowałem na dobranoc, odwzajemniała wkładając w to całą siebie. Często sprawdzałem podczas snu, czy żyje, bo jej pocałunek odbierałem jako ostatni. Każde złączenie naszych warg, składało obietnicę wiecznego należenia do siebie. Nauczyłem się jednak, że w życiu, nie jak w bajce. Nie zawsze dostaje się wszystko to, czego się chce.
***
Angel's POV.
Oglądaliśmy film, wpatrując się tępo w ekran. Moja głowa spoczywała na jego klatce piersiowej. Słyszałam bicie serca chłopaka oraz wchłaniałam jego zapach, starając się go zapamiętać. Czułam łzy pod powiekami które co jakiś czas wycierałam, tłumacząc to zmęczonymi oczyma. Justin nie wierzył. Wiedziałam. Wiedziałam, lecz pomimo tego wciąż mu nic nie mówiłam. Nie potrafiłam.
   Wciąż nie wierzyłam, że te chwile, to ostatnie które spędzę z nim. Z osobą, która znaczyła dla mnie coś więcej niż moje własne życie.
              Poczułam dziwną ciecz, ściekającą pomiędzy moimi nogami, oraz nagły przypływ skurczy. Podniosłam się do pozycji siedzącej o mały włos, nie uderzając Justina swoją głową.
- Justin.. - szepnęłam, czując zbliżające się kolejne spazmy bólu w okolicach podbrzusza. Przyśpieszyłam oddech, otwierając usta i głośno wciągając powietrze.
Chłopak zamrugał kilkukrotnie oczyma oraz również się podniósł. Jęknęłam cicho, unosząc klatkę piersiową w górę i w dół, starając się zachować spokój.
- Justin, odeszły mi wody. - zapiszczałam, zaciskając palce na kołdrze, próbując jakoś zniwelować ból kolejnych fal skurczy.
- O mój Boże.. Jak to, przecież to siódmy miesiąc! Angel, jesteś tego pewna?! - chłopak wyskoczył z łóżka, ubierając spodnie, oraz narzucając na siebie koszulkę. Zaczął chodzić w kółko, ciągle na mnie patrząc, a ja zachwiałam się na nogach podczas wstawania.
- Jak nigdy w życiu.. - wybełkotałam, niczym pijana, a chłopak niemal od razu rzucił się w moją stronę łapiąc mnie za dłoń i ostrożnie wyprowadzając z pokoju, a następnie z mieszkania. Po drodze chwycił kluczyki, cały czas coś do siebie powtarzając.
O mało nie zabił się, podbiegając do swojego auta, oraz otwierając mi przednie drzwi.
- Justin, ostrożnie.. - wydyszałam, oddychając głośno. Trzymałam się mocno za brzuch, zaciskając powieki i co jakiś czas wydając z siebie przeróżne dźwięki.
- Ostrożnie?! Ostrożnie?! Ty rodzisz! - wrzasnął, spanikowany niemal wskakując na przednie miejsce za kierownicą i wkładając kluczyki do stacyjki. - Kurwa. - przeklął,  w panice prawie łamiąc kluczyk. Położyłam dłoń na jego dłoni, pomimo skurczy, posyłając mu delikatny uśmiech. - Justin, proszę. Uspokój się.
Nasze spojrzenia się spotkały i po mimo tego, że wiedziałam, iż to nasz czas dobiega końca.. starałam się ukryć jakiekolwiek pesymistyczne emocje. Chciałam się skupić teraz na nim oraz na dziecku. - Kocham Cię, a teraz nas nie zabij.
Wywołało to jego nerwowy chichot, a więc już bardziej spokojna, przeniosłam ręce na swój brzuch, delikatnie go masując. Justin ruszył autem, oddychając ciężko.
***
- Mamy poród. - krzyknęła jedna z pielęgniarek, podbiegając do mnie i do Justina na recepcję z jeżdżącym łóżkiem. Przy pomocy szatyna, usadowiłam się na nim, przymykając oczy. Wokół narobiło się w ciągu kilkunastu sekund szum. Cztery pielęgniarki skakały wokół mnie pytając o przeróżne rzeczy i czekając na możliwość wjechania ze mną na porodówkę. Z daleka widziałam, jak podchodzi do mnie mój lekarz, z miną mówiącą mi niemal wszystko. W ręku trzymał prawdopodobnie zapis moich wcześniejszych badań. Zawołałam go, zmuszając do tego, aby się pochylił.
- Proszę mu to przekazać. Gdy będzie już po wszystkim.. - szepnęłam, wsuwając do kieszonki lekarskiego fartucha kopertę. Siwowłosy mężczyzna mrugnął twierdząco okiem,  łapiąc mnie za dłoń i.. po prostu wspierając w decyzji jaką podjęłam już pięć miesięcy temu, gdy zjawiłam się tu pierwszy raz.

- A więc, decyduje się pani na wypuszczenie? - lekarz nerwowo spoglądał na Angelikę, a ta ze wzrokiem utkniętym w ścianę kiwnęła głową.
- Zdaje sobie pani sprawę..
- Zdaję sobie.

W oczach stanęły mi łzy, ale mimo wszystko spojrzałam na Justina, który przerażony tym całym hałasem, zaczął nawoływać moje imię załamany. Przedostał się przez zirytowane pielęgniarki, łapiąc moją dłoń i całując ją.
- Kocham Cię i czekam tu na Ciebie, księżniczko. - szepnął, a ja nie mogąc już powstrzymywać łez, odparłam.
- Ja Ciebie też. Pamiętaj o tym.
Pochylił się nade mną i złączył nasze wargi, w pocałunku.. miłości. Tak cholernie silnej miłości, której tak bardzo nie chciałam stracić.. Zacisnęłam powieki, gdy pielęgniarki odciągnęły go ode mnie i zaczęły pchać łóżko w stronę nieznanych mi drzwi. Wszystko, jakby działo się w zwolnionym tempie. Nagle, przestałam słyszeć wszystkich ludzi dookoła mnie,a ja sama skupiłam się tylko na tym jedynym chłopaku. Tylko na nim. Ciszę, przebijało tylko bicie mojego serca. Ciecz, znajdująca się na moich policzkach została starta przez lekarza, a ja nie odrywając wzroku od Justina, szepnęłam, do niego pomimo tego, że pewnie tego nie słyszał.
- Żegnaj, skarbie.
Widziałam. Widziałam w jego oczach, że po ruchu ust zrozumiał, co chciałam mu przekazać. Średnica źrenicy powiększyła się dwukrotnie i rzucił się pędem w moją stronę, zatrzymując lekarza, ale został niemal odepchnięty przez ochronę i upadł, prześlizgując się na powierzchni kilka metrów. Jęknął i podniósł głowę, wpatrując się w moje oczy. Widziałam w nim niewyobrażalny ból, napełniający mnie samą okropnym cierpieniem.
- Angel, wróć!
 Gdy drzwi szpitalne się wreszcie zamknęły, na sali nastała cisza a lekarz kiwnął w moją stronę głową iż mam zaczynać. Zamiast tego, wybuchnęłam płaczem, nie potrafiąc się uspokoić i jeszcze przez chwilę, nie czując bólu skurczy.
***
Justin's POV.- Nie! Błagam nie! - krzyczałem, jeszcze przez chwilę się szarpiąc w ramionach jakiejś innej pielęgniarki, jednak nie potrafiłem się tam dostać. Czułem, jak moje serce łamie się na tysiąc, a może i nawet milion różnych kawałeczków.
Grupa lekarzy rozmawiająca po boku, zwróciła na mnie uwagę, posyłając współczujące spojrzenie.
Oni o wszystkim wiedzieli?! Dlaczego wszyscy, tylko nie ja?!Upadłem na ziemię, uderzając ciałem w posadzkę szpitala. Charakterystyczny dźwięk zwrócił na mnie uwagę, kolejnych innych pacjentów. Jak dziecko schowałem twarz w dłoniach, wybuchając gromkim płaczem. Pożegnała się ze mną.. Pożegnała.
***
Minęło już sześć godzin, odkąd zawieźli ją na salę. Nie miałem już łez a może i nawet sił na płacz, więc teraz siedziałem skulony pod salą i czekałem na jakąkolwiek wieść. To popierdolone być człowiekiem, bo nawet jeśli nie ma szans i tak mam nadzieję. Nadzieję, że wywiozą ją stamtąd całą i zdrową z naszym dzieckiem.
Że ponownie zobaczę jej przepiękną twarz, ozdobioną promiennym uśmiechem. Uśmiechem stworzonym tylko dla mnie.
Zacisnąłem ręce w pięści, próbując sobie jakoś wybić z głowy jakiekolwiek myśli. Sekundę później, zza drzwi wyłonił się lekarz. Szedł w moją stronę z kamienną miną, a ja podniosłem się, starając nie okazywać słabości. Siwowłosy mężczyzna stanął obok mnie, przez chwilę zbierając się na to, aby cokolwiek powiedzieć. Odchrząknął, a ja poczułem, że łzy ponownie pojawiają się w moich oczach.
- Gratuluję córeczki. Godzinę temu przyszła na nasz świat. - wychrypiał, poprawiając swój fartuch. Wpatrywał się we mnie, oczekując jakichkolwiek słów, jednak ja nie potrafiłem się opamiętać. Córeczka.. Angelika wiedziała, że to będzie dziewczynka.. Nie chciała sprawdzać płci.
- Straciliśmy ją.. Angelikę.- lekarz niemal wyszeptał, wpatrując się w martwy punkt przed siebie. - Nie miała szansy tego wytrzymać. Nie w stanie, w jakim się znajdowała..
Podniosłem wzrok. Mógłbym przysiąc, że płakał. Płakał na moich oczach, a jego klatka piersiowa unosiła się w niekontrolowany sposób.
- Nim jednak postanowisz cokolwiek zrobić, idź do córki. Idź, a gdy już ją zobaczysz, przeczytaj to. - drgającym głosem dopowiedział, wpychając w moje ręce kopertę. - Sala 34.
Jeśli jesteście pewni, że lekarze to potwory przyzwyczajone do ludzkiej śmierci, to tutaj macie przykład, dlaczego tak bardzo się mylicie.
Z zaciśniętymi zębami szedłem przed siebie, patrząc cały czas w jeden punkt. Mijałem, wpadałem na ludzi, ignorowałem ich ciche przekleństwa i zwracanie uwagi. Szedłem przed siebie, aż wreszcie dotarłem do upragnionej sali.
Pchnąłem ręką ich ciężar i wszedłem do słabo oświetlonej sali. Wokół panowała cisza. Wysiliłem wzrok, aby móc dojrzeć dziewczynkę. Była tam. Leżała na pleckach ubrana w różowe wdzianko. Podszedłem powoli do kołyski, w której się znajdowała i przysiadłem na krześle obok. Martwym wzrokiem wpatrywałem się w dziecko. Łzy wręcz potokiem spływały po mojej twarzy, gdy zobaczyłem w niej Angelikę. Moją Angelikę.
- Odebrałaś mi ją. - szepnąłem, gładząc dziecko po twarzyczce. Tak bardzo podobnej do niej..
Trzęsącymi się rękoma otwarłem kopertę, wyciągając gładką kartkę. Otworzyłem ją, wpatrując się w tekst i biorąc głęboki oddech. Zamknąłem i ponownie otwarłem oczy, zaciskając zęby.
Witaj kochanie. Jeśli to czytasz, to oznacza że nie ma już mnie przy Tobie.. Proszę Cię, nie płacz. Wiem, że pewnie to teraz robisz. Ale przestań. Teraz. Już.
Zacznę może od początku. Wprowadzając się do ośrodka, nie myślałam, że mogłabym spotkać tu swoją pierwszą, jedyną oraz prawdziwą miłość. Nie myślałam, że mogłabym zakochać się we własnym opiekunie. Byłam denerwującą gówniarą. Ale Ty wcale nie byłeś lepszy.. A tak wracając do tematu..
Kiedy Cię poznałam uznałam Cię za irytującego dupka. 
Uśmiechnąłem się delikatnie, wycierając spływające łzy.
A potem.. Potem po prostu się zakochałam. Nie było żadnego przełomu, czy czegokolwiek co zawsze jest w tych różnych filmach. Każdego dnia coraz bardziej lgnęłam do Ciebie. Ty zresztą do mnie też. I przyszło. Pokochaliśmy się, właściwie bezgranicznie i nawet nie masz pojęcia, jak cholernie chciałabym tam  obok Ciebie być i patrzeć na nasze dziecko. Podziwiać, jaka jest piękna i jak patrzy na nas brązowymi oczkami. Bo takie na pewno ma..
Wtedy, gdy powiedziałam Ci o ciąży. Justin nie mówiłam o wszystkim, ale teraz to już chyba wiesz. 
Byłam chora. Chora na raka płuc, skarbie. Kiedy go odkryli byłam już w prawie niewyleczalnym stadium. Prawie.. 
Justin, miałam szansę, chodź minimalną ale jednak, na wyzdrowienie poprzez podanie chemii.
Zacisnąłem powieki, czując wydostającą się falę łez spod nich. Próbowałem walczyć z tym wszystkim, jednak bezskutecznie, uderzyłem ręką w krzesło, czytając dalej.
Musisz zrozumieć, skarbie..Nie mogłabym. Nie potrafiłabym.. Zabiłabym ją, moimi lekami, rozumiesz? Zabiłabym naszą kochaną córeczkę.. Musiałam wybierać. Ja, albo ona. Moja kochana córeczka. 
Nie umiałabym żyć ze świadomością, że uśmierciłam swoje własne dziecko dla mojego życia.. Dlatego wybrałam siebie zamiast niej. Justin, nawet nie wiesz jak było mi ciężko, gdy zapewniałam Cie, że wszystko jest w porządku..Nie umiałam też Ci o tym wszystkim powiedzieć.. Nie chciałam patrzeć na to, jak każdego dnia staczasz się przy mnie, cierpiąc i oczekując z bólem mojej śmierci. Musisz mnie zrozumieć.. To było tak trudne.. Chodź zastanawiam się czy o wiele trudniejszym zadaniem nie było trzymanie tego wszystkiego w sobie i duszenie się tym.. 
Teraz już czuję się lepiej, bo wiem, że nasz aniołek żyje, a Ty się nią zaopiekujesz. Masz tam pozostać i ją wychować, rozumiesz? Bo jak nie, to zejdę tam na ziemię w postaci demona i sprawię Ci piekło.


Justin, wierzę, że pokochasz ją tak, jak mnie, tylko w swój własny, ojcowski sposób. Wierzę, że gdy już nieco dorośnie powiesz jej, jaka była jej mama. Jak bardzo ją kochała swoim słabym, głupim serduszkiem.Jak bardzo byłaby z niej dumna.. Jak bardzo starała się być dobrą rodzicielką. Jak bardzo chciałaby być przy niej, właśnie teraz w tej chwili.. Wierzę, że sprostasz roli ojca. Skoro potrafiłeś zaopiekować się tak irytującą małpą, jak ja, zaopiekujesz się również naszym skarbem.
Mam nadzieję, iż wiesz, jak bardzo Was kocham. Jak bardzo tęsknie. Jak bardzo pragnę Was przytulić. Jak bardzo chciałam Wam zapewnić wszystko. Dałam jej swe życie, proszę.. Dopilnuj, aby go nie zmarnowała.
Dbaj o naszą Hope*, skarbie. Dbaj o Twoją nadzieję. Nadzieję, na lepsze jutro. Na lepsze dzisiaj. 

To nie jest koniec, kochanie. To początek. To początek Waszej wspólnej drogi. Ja już swoją przebyłam. Pomimo tego, jak była kręta w przeszłości i ile stało po drodze przeszkód.. Na końcu spotkałam swoją nagrodę.. Ciebie. Pamiętaj o tym, ilekroć zwątpisz w jakikolwiek sens istnienia.
Tak cholernie Was kocham. Patrzę z góry. 
Wasza Angel.

"A przecież aniołowie nie umierają."**

Uniosłem głowę znad kartki, widząc rozmazujący się widok dziewczynki.
- Hope.. Nasza Hope.
_____________________________________________NIESPRAWDZANY ROZDZIAŁ.
Hope* - imię ich córeczki w tłumaczeniu "Nadzieja".
"A przecież aniołowie nie umierają."** - Angielski tytuł naszego bloga.

To jeszcze nie koniec mamy przecież jeszcze prolog! Nie wiem, mam cholerne wyrzuty sumienia, że tak to się kończy..Kurczę, no! :(

A co słychać u Was? Jak oceny? Wszyscy zadowoleni? :D
Ja zadowolona, bo udało mi się dostać ten upragniony pasek! I nie, nie na tyłku hahha :)
Polecam: 
http://person-who-changed-my-life.blogspot.com/‎ 
http://among-the-people.blogspot.com/
www.love-choice.blogspot.com
http://my-heaven-jb.blogspot.com/
http://the-last-love-jb.blogspot.com/
http://nevv-love-story.blogspot.com/
Ask:  lovemekissmeeee

15 komentarzy:

  1. no ryczę jak debil kuźwa.tak bardzo przywiązałam się do tego opowiadania.;'c tak cholernie do dupy że tak się skończyło! kużwaaaaa ;'c

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie no ;c Angelika nie żyje? ;'( To mi się mocno skojarzyło z teledyskiem Nickelback - Lullaby c; Hope ♥ Maleńka księżniczka ^^ Ciekawe co zrobi Justin ;/ JEGO miłość umarła ;c Przy czytaniu listu miałam potwornie zaszklone oczy,a akurat oglądałam mundial xd Wszyscy na mnie spoglądali jak na idiotę, ale to szczegół ;p
    Ja wiem, że przy takim wzruszającym rozdziale nie powinnam się śmiać, ale nie mogłam się powstrzymać, kiedy Justin wykrzyczał - "Ostrożnie?! Ostrożnie?! Ty rodzisz!" I a panika ... ;D
    Nie zniosę prologu ;c Nie wierzę, że to koniec. Nie wierzę, że ona nie żyje ;cccccc Wiem, że pewnie nie zmartwychwstanie (ale poważnie, to by był przełom! :D), ale na sete pozostanie w Justina sercu <3
    Piękne opowiadanie :) Wielkie gratulacje Drew :*
    Pozostaje mi czekać na wielki Finish ♥

    Zapraszam;* among-the-people.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. Przepraszam za błędy xd Pisałam w takiej histerii, że nawet nie sprawdziłam ;d I taka mała prośba... zadedykowałabyś dla mnie Prolog ;> Byłabym cholernie wdzięczna ^^ TO jak dostać nagrodę Nobla xd ;*

      Usuń
  3. Boże ryczę. Czemu ona umarła. Płaczę i nie mogę się uspokoić. Ja pierdziele... Pfff To opowiadanie było piękne i przykro mi, że tak się kończy. Jejuuuuuuu. jhvjnffndkjfn Przywróć jej jakoś życie proszę cię. Nie kończ tego jeszcze

    OdpowiedzUsuń
  4. nienawidzę cię za to co zrobiłas o mój boże ja w to nie wierzę, rycze w chuj bardzo ugh czemu to tak zakończylas, czy zdajesz sobie sprawę że załamałas moje serce? omg @Swag_on_Bieebs

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. NIEEEE! JEZU wyję nie mogę się opanować, jesteś boska i ty to za pewnę wiesz nie bądź smutna wiem że teraz będzie mase takich komentarzy że dlaczego i tak dalej jednak ja powiem że będe czekać na nn i że cię kocham(XD)
    ~Mika
    nevv-love-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Niee Angel nie może odejść tak strasznie szkoda mi Justina Jejku popłakałam się :(💎

    OdpowiedzUsuń
  8. No tak, rozpłakałam się, ale to było do przewidzenia. A wiesz, dlaczego do przewidzenia? Nie, nie ze względu na fabułę, chociaż to oczywiście też zadziałało. Chodzi o to, że nie odczuwałabym takich emocji, gdyby pisała to inna osoba, ale że pisałaś to Ty, z góry wiedziałam, że będę płakać. I dziękuję Ci za to ;)
    To straszne, jak ona przez tyle czasu żyła ze swiadomością, że umrze. Jak przez tyle czasu walczyła, aby ukryć to przed Justinem. I piękne, jak bardzo kochała swoją malutką Hope. Nie każda kobieta byłaby w stanie poświęcić swoje tak młode życie.
    Kurcze. Moment, w którym Justin podszedł do Hope był przepiękny. Taki...słodki, chociaż równocześnie tragiczny. Teraz zżera mnie ciekawość, co będzie w epilogu. Obstawiam, że albo taki morał, albo Justin zajmujący się bobaskiem, albo Justin wychowujący nastoletnią córeczkę. No jestem ciekawa ;)
    black-tears-jb.blogspot.com
    my-heaven-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Ryczeee :( dlaczego ona umarla ? / Roki

    OdpowiedzUsuń
  10. Zabije cie! Rycze....kur*a wyje jak glupia;c

    OdpowiedzUsuń
  11. Płacze!! Płacze jak dziecko kurwa! :C
    Cudo <3
    @TheKlaudiaK

    OdpowiedzUsuń
  12. Poryczałam się. Nie wiem co powiedzieć. Po prostu kocham<3<3<3

    OdpowiedzUsuń
  13. Płaczę, po prostu płaczę, a rzadko to robie. Pokochałam tego bloga już po prologu. Szkoda, że tak to skończyłas. Oni mieli być kurwa rodziną!!! Piękne opowiadanie. Na pewno kiedyś do niego wrócę

    OdpowiedzUsuń
  14. 22 yrs old Project Manager Xerxes Shadfourth, hailing from MacGregor enjoys watching movies like Class Act and Poi. Took a trip to Kenya Lake System in the Great Rift Valley and drives a Optima. Odwiedz strony

    OdpowiedzUsuń